czwartek, 3 grudnia 2015

chapter 24.

Z zaskoczenia otworzyłam oczy. Cała sytuacja trwała dosłownie nie więcej niż sekundę, bo już po chwili odsunął się ode mnie najdalej, jak tylko mógł. Na jego nieszczęście był ograniczony przez wielkość windy, więc odsuwając się pod samą ścianę, oddalił się zaledwie o kilkanaście centymetrów. 

Bezwiednie podniosłam rękę i dotknęłam palcem swoich ust, a później spojrzałam na niego.

- Co tu się właśnie stało? - zapytałam, ledwo oddychając.

- Sposób na wstrzymanie oddechu. - odpowiedział po dłuższej chwili. Wypuścił cicho powietrze i wpatrywał się w podłogę. Zrobiłabym wszystko, żeby teraz, właśnie teraz spojrzeć mu w oczy, ale byłam jakby przyklejona do podłogi, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu.

- Skąd wiedziałeś, co robić? - zapytałam zamiast tego.

- Chyba widziałem to w jakimś filmie czy serialu.. nie pamiętam. Najważniejsze, że zadziałało. Bo zadziałało, prawda? - podniósł nagle głowę, zaniepokojony, a ja niemal zapadłam się pod podłogę. Bez jaj. Będę wyrzucać sobie takie myśli jak teraz lecz on był taki piękny.. taki perfekcyjnie niedoskonały, że miałam ochotę wyć do księżyca, ewentualnie do sufitu windy. Włosy miał już na tyle długie, że nie opadały mu na oczy, tylko zaczesywał je ręką do góry. Teraz jednak ich część spadała na połowę jego twarzy, tworząc przydługą grzywkę. Właśnie spod niej skanował mnie wzrokiem chyba nie zdając sobie sprawy z tego, że takie patrzenie wcale, kurwa, nie pomaga.

Osunęłam się na podłogę i poczułam ulgę. Byłam na dole, ale przynajmniej czułam grunt pod nogami.

- Poczekam na pomoc tutaj. - mruknęłam, chowając głowę w kolanach. 

- Ah, pomoc, jasne! - ożywił się, kiedy uświadomił sobie, że jeszcze jej nie wezwał. Na nasze szczęście połączył się z recepcją bardzo szybko, a oni obiecali natychmiastowo wysłać pomoc.

I zapadła cisza.

Harry również usiadł na podłodze, na przeciwko mnie. Pierwszy raz, kiedy znajdowaliśmy sie gdzieś razem, nie czułam na sobie jego wzroku. Było to dla mnie na tyle dziwne, ze aż musiałam to sprawdzić. Ukradkiem rzuciłam okiem czy mam racje, i miałam. Harry wbił swój wzrok w podłogę i już nie zwracał na mnie uwagi. Czy przeszkadza mi to? Ani trochę. Czy dalej dziwi? Tak, i to jak. Ale to był Harry. On cały był dziwny.

Uspokoiłam na tyle swoj oddech, że teraz już go prawie nie słyszałam. Czułam sie zmęczona. Coraz ciężej mi się oddychało i nie mogłam nic na to poradzić. Ciemniało mi przed oczami i czułam, że zaraz mogę odpłynąć.

- Nie nie nie, Louise, zostajesz ze mną! - powiedział surowo widząc, co się święci. Przesunął się i uklęknął obok mnie. Próbował uspokoić moje nerwy, pocierając palcami kostki mojej dłoni.

- Zdarzyło ci się to już kiedyś?

- Co, utknięcie w windzie? - zapytałam z trudem.

- Nie. Atak paniki.

Zamyśliłam się na chwilę. Był sens ukrywać przed nim takie rzeczy?
Czy był sens ukrywać przed nim cokolwiek?

- Tak, zdarzyło się. - odpowiedziałam, decydując się na szczerość. - Tak prawdę mówiąc, wiele razy. Kiedy byłam młodsza, dość często miałam z tym problem. Na początku uważano to za normalne, lecz kiedy dochodziło do kilku razy dziennie, mama zgłosiła nas z tym do specjalisty.

- Jest sposób, aby sobie z tym poradzić? - zapytał, zachęcając do kontynuowania.

- W moim przypadku nic, co mogłabym zrobić sama. To znaczy, mam na myśli własne, sprawdzone sposoby. Nie zapanuję nad tym siłą woli, jeśli to coś poważnego. 

- Więc co ci pomagało? - podtrzymywał temat.

- Hydroksyzyna. 

- Hydro.. ksy.. co? - zapytał automatycznie. 

- Hydroksyzyna. Podawali mi ją dożylnie. To lek psychotropowy, który ma za zadanie uspokajać, jednak po prostu ogłupia układ nerwowy, dzięki czemu jako tako się uspokajałam.

- Nie powinnaś mieć takiego zastrzyku przy sobie? Skoro cię tym leczyli, nie przepisali ci tego?

- Przepisali i tak, powinnam. I uprzedzając pytanie dlaczego owego zastrzyku nie posiadam - nie chciałam zatruwać się tym gównem, a poza tym jest to dosyć drogie, a wtedy byłyśmy już z mamą same i nie mogłyśmy sobie na to pozwolić.

- Co, jeśli kiedyś się udusisz? - mruknął.

- Wtedy będziesz mógł się cieszyć.

I znów zapadła cisza. 

Czyżbym znów rzuciła głupim tekstem? Cóż, to bardzo prawdopodobne. Obydwoje lubujemy się w takich rzeczach.

- Nie skomentujesz tego? - zapytałam cicho.

- Właśnie od tego się powstrzymuję. Wolę nie mówić nic niż powiedzieć to, co teraz myślę, a później tego żałować. - odpowiedział na jednym oddechu.

- Ależ nie hamuj się. Droga wolna.

- Jak możesz mówić takie rzeczy? - krzyknął, na co się skuliłam. Nie bałam się go, jednak jako że wcześniej prawie że szeptał, przestraszyła mnie ta nagła zmiana. - Że co, cieszyłbym się, gdyby coś ci się stało?! Tak, kurwa, skakałbym z radości i uczynił taki dzień świętem narodowym. - puścił moją rękę, ale nie przejęłam się ani tym, ani jego słowami. Zasłużyłam.

 - Staram się być najlepszy jak tylko potrafię, ale ty wciąż podcinasz mi skrzydła, jakbyś chciała, żebym zwyczajnie spadł na dno.. nie jestem pewien czy za którymś razem nie zabraknie mi sił i po prostu tam nie zostanę. - zamknął oczy, a ja postanowiłam również się nie hamować i przybliżając się, wtuliłam się w niego. Nie zastanawiając się ani sekundy przyciągnął mnie jeszcze bliżej, zamykając w uścisku. Trąciłam go nosem w szyję, na co parsknął śmiechem.

- Nie mogłabyś być taka częściej? Zdecydowanie łatwiej się z tobą przebywa.

- To dlatego, że teraz jestem trochę otępiała. Przysięgam, to się więcej nie powtórzy. 

Siedzieliśmy tak, przytuleni do siebie, dopóki nie usłyszeliśmy szurania za drzwiami windy. Po chwili otworzyły się, ukazując zaspanych i wkurzonych pracowników.

- Jakbyście nie mogli używać schodów. - rzucił bezczelnie jeden z nich.

- Jakbyście nie mogli płacić rachunków. - odburknęłam, na co Harry gwałtownie pociągnął mnie w stronę naszego pokoju, śmiejąc się po drodze.

- Nawet otępiała sobie nie darujesz? 

- Nie. - powiedziałam prosto, ziewając. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaka zmęczona byłam. Podróż, wesołe miasteczko, bieganie po hotelu i zepsuta winda wymęczyły mnie na tyle, że chciałam po prostu położyć się i zasnąć.

Kiedy weszliśmy do pokoju, zdecydowałam się jeszcze na szybki prysznic przed snem. Wzięłam wszystkie potrzebne mi rzeczy i skierowałam się w stronę łazienki, a Harry zaczął deptać mi po piętach.

- Um, Harry?

- Hmm? - wymruczał.

- Idę pod prysznic.

- Domyśliłem się.

- Więc dlaczego idziesz za mną?

- Ponieważ idę z tobą.

Zwariowałam?

- Czy ja się przesłyszałam, czy ty właśnie powiedziałeś że..

- Idę z tobą do łazienki. - dokończył, wymijając mnie w drzwiach. Poczekał, aż przekroczę próg, po czym zamknął je od środka.

Chyba nieświadomie z wrażenia otworzyłam usta, ponieważ parsknął śmiechem i dłonią delikatnie uniósł mój podbródek tak, że moje wargi się połączyły.

- Muszę ci tłumaczyć, że to niemożliwe i teraz stąd wychodzisz? - zapytałam z nutą sarkazmu w głosie.

- Nie jestem idiotą. Dzisiaj prawie mi zemdlałaś i prawie się udusiłaś, nie mam zamiaru ryzykować, że stanie się to ponownie, a wtedy nie będę mógł zareagować. 

- Harry. - starałam się brzmieć poważnie. - Nie mam dziesięciu lat. Umiem o siebie zadbać i..

- Jesteś pod moją opieką, wiesz? - wtrącił. - Obiecałem twojej mamie się tobą opiekować, zresztą tobie samej już kiedyś też to obiecałem. 

- Przecież to śmieszne. - zaśmiałam się i przewróciłam oczami. Zaczęłam układać swoje kosmetyki na blacie, jednak Harry nie ruszał się z miejsca, jedynie skrzyżował ręce na piersi.

- Ty nie żartujesz. - powiedziałam, autentycznie zszokowana.

- Brawo! Moja mądra Louise. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Ale.. jak.. - zaczęłam, ale nie bardzo wiedziałam co chciałam powiedzieć.

- Spokojnie, nie wejdę z tobą do kabiny, jak narazie, co chciałbym zaznaczyć. Tym razem posiedzę tylko na blacie i będę pilnował czy wciąż żyjesz. 

Spojrzałam na niego, i na drzwi od kabiny. Znowu na niego. I znowu na drzwi.

- Przecież te drzwi są przezroczyste! Możesz pilnować mnie z pokoju. - stwierdziłam i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, chcąc przepchnąć go do pokoju, na co on złapał moje nadgarstki i zaczął iść w zupełnie innym kierunku - kierunku prysznica, a ja pod wpływem jego siły szłam razem z nim, tyłem. 

- Teraz ci coś pokażę. - wskazał ręką na szybkę. - Jest przezroczysta?

- Tak! O to mi chodzi. - wywróciłam oczami.

- Patrz teraz. - zamknął drzwiczki do końca i w mgnieniu oka szyba z przezroczystej stała się matowa i ciemniejsza.

- JAK TO!* - wykrzyknęłam impulsywnie, wyrywając dłonie z uścisku Harry'ego. Otworzyłam drzwiczki, które znowu stały się przezroczyste, i je zamknelam. Matowe. Powtórzyłam czynność kilka razy, co zostało skomentowane śmiechem. 

- Jak to działa? - zapytałam, dalej bawiąc się drzwiami.

- Nie mam pojęcia, ale to fajny bajer. - podczas mojej "zabawy" usadowił się na blacie i naprawdę ani myślał z niego zejść.

- Jeśli chcę wziąć prysznic, nie mam innego wyjścia? 

- Prawdopdobnie nie.

- To ja nie chcę brać prysznica. - wzruszyłam ramionami.

- Obawiam się, że z tym też nie masz wyjścia.

- Jak to? Po prostu wyjdę drzwiami. Czy może one też mają jakieś magiczne działanie i stąd nie wyjdę?

- Magicznego działania nie mają, ale mają zamek. Zamyka się go kluczem. A klucz spoczywa właśnie w tylnej kieszeni moich spodni. Wiesz, co zrobił wcześniej? Uwaga - zamknął drzwi, przez które chcesz wyjść. Ups. - przyłożył rękę do ust w teatralnym geście, udając przejęcie.

Powoli docierały do mnie jego słowa. 

Chyba nie..

Spojrzałam na niego, a później na drzwi. Teoretycznie mogłabym sprawdzić, czy faktycznie to zrobił, ale zapewne zmarnowałbym czas, bo pewnie to zrobił.

- Zaskakujesz mnie, z dnia na dzień coraz bardziej. - mruknęłam.
- Do usług. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Kolejny raz wywróciłam oczami. 

Zdjęłam buty, a następnie skarpetki, i w ubraniach weszłam pod prysznic. Harry spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja, rzucając na niego okiem jeszcze raz, zamknęłam drzwiczki. Momentalnie straciłam go z widoku, czyli szybka kolejny raz zadziałała tak, jak powinna. 

- Ale czad. Teraz mogę się rozebrać. - zachichotałam i zabrałam się do ściągania ubrań. 

- Jakbyś wcześniej nie mogła. Nie masz nic, czego bym wcześniej nie widział. - odparł z dumą w głosie. Szczycił się tym, że widział nagie laski?

- Mam. Mogę się założyć, że takiego ciała jeszcze nie widziałeś.

Kolejny raz zapadła cisza.

- Nie prowokuj mnie. - przerwał ją, na co ja, korzystając z tego, że kabina nie była zamknięta na górze, wyrzuciłam swoja bluzkę w stronę, gdzie zapamiętałam, że siedzi. Usłyszałam, jak sapnął, więc dorzuciłam jeszcze spodnie.

- A bielizna? - zapytal lekko zduszonym głosem. 

- Twoje niedoczekanie. - odpadłam, odkręcając wodę. Swoją bieliznę ułożyłam na najwyższej półce, by nie zmokła aż tak bardzo. 

- Wszystko zepsulaś. - mruknął, na co się zaśmiałam. W momencie w którym ciepła woda zetknęła się z moją skórą, poczułam niesamowitą ulgę i odprężenie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak spięta byłam. Zamknęłam się w swojej bańce i tkwiłabym w niej tak jeszcze długo, gdyby nie głos przedzierający się przez mój mur zrelaksowania.

- Tak się zastanawiam. - zaczął. - Skoro nie płacą za prąd, to może nie płacą i za wodę?

- Może. - rzuciłam krótko. Zamknij się, Harry, i daj mi pięć minut w ciszy i spokoju.

- Może powinniśmy oszczędzać wodę?

- Może. - powtórzyłam. Ucisz się, człowieku..

- Myślałem, że szybciej załapiesz. - westchnął. - Jeśli masz tam swoją bieliznę to masz pięć sekund, żeby ją założyć, jeśli nie zdążysz.. Nie będę płakał. 

CO?

- Pięć..

Powtarzam, co?

- Cztery..

Czym prędzej chwyciłam bieliznę i pospiesznie ją założyłam nie upewniając sie, czy faktycznie zakrywa wszystko, co powinna.

- Jeden. - powiedział i drzwiczki otworzyły się w momencie, kiedy próbowałam zapiąć stanik.

- Jezu, nie! Harry, czy ciebie do reszty popierdolilo?! - krzyknęłam, odwracając się tyłem do niego, szarpiąc się z zapięciem.

- Już dawno, ale to chyba było wiadomo. - powiedział prosto, po czym złapał moje drżące ręcę. Ze zdumieniem odkryłam że pomógł mi z zapięciem, kompletnie nic przy tym nie robiąc. Żadnych obmacywań, komentarzy, tekstów, nic. 

- Boże, jakie ty masz świetne cycki. - jęknął, odwracając mnie przodem do niego. Cóż, moje zdumienie minęło.

- Możesz mi powiedzieć dlaczego zakłócasz jedyną chwilę, kiedy mam szansę od ciebie odpocząć? - zapytałam po tym jak odwrociłam się przodem do ściany, na co złapał się za klatkę piersiową udając, że zabolały go moje słowa. 

- Mówiłem, trzeba oszczędzać wodę. - odparł i poczułam, jak się rusza. Kątem oka zauważyłam, że zaczął pozbywać się ubrań. W przypływie nagłej śmiałości odwrocilam się ponownie, tym razem przodem do niego i pozwoliłam sobie na wpatrywanie się w rozbierającego się Harry'ego.

- Podoba ci się to, co widzisz? - wyszczerzył się. Czy on przypadkiem nie powinien być skrępowany? 

Może i powinien. Ale to był Harry. 

- Widziałam lepsze sztuki, ale ujdziesz w tłumie.

- Kolejny raz czuję się urażony! Nie jestem żadną "sztuką". Jestem stuprocentowym mężczyzną i jeśli moje ciało cię nie powala, w co osobiście nie wierzę i myślę że kłamiesz, to mam coś co może cię zaszokować i mogę ci to poka..

- Stop! - zatkałam mu usta ręką. Oczywiście, że kłamałam. Patrzenie na Harry'ego sprawiało mi niemałą przyjemność i czułam przyjemne ciepło, kiedy skanowałam wzrokiem całą jego sylwetkę. Swoje ubrania też przerzucił na zewnątrz prysznica. Chciał pozbyć się również bokserek, jednak szybko wybiłam mu to z głowy. Co za dużo, to niezdrowo. 

Odwrociłam się po raz kolejny z zamiarem wpatrywania się w płytki na ścianie. Lepsze to niż widok myjącego się Harry'ego.

- Przyznam, że twoje odwrócenie się do mnie tyłem trochę mnie dekoncentruje. - mruknął tuż przy moim uchu.

- Mnie dekoncentruje całe twoje wejście tu, no a popatrz, nic sobie z tego nie robisz. Weź się w garść i bądź mężczyzną, umyj się i idziemy spać.

- No właśnie jestem mężczyzną, dlatego to twoje stanie do mnie tyłem mnie rozprasza. - jęknął.

- Mam dylemat. Pozwolić gapić ci się na moje cycki, czy plecy? Hmmm.. - udałam, że się zastanawiam, pozwalając mu na własną odpowiedź.

- Oprócz pleców masz tu jeszcze jedną fajną rzecz, ale okej.

- Zajmij się myciem, Styles! - krzyknęłam, zakrywając oczy. Czułam, jak robię się cała czerwona, a on tylko się śmiał.

Po pięciu minutach katorgi w końcu zostałam wypuszczona z kabiny. Kiedy Harry wycierał swoje włosy przed lusterkiem, ja, ubrana w szlafrok, analizowałam wszystkie kropki na łazienkowych kafelkach. Nudziło mnie czekanie na niego lecz nie miałam innego wyjścia, ponieważ to on wciąż miał klucz od drzwi. Przysięgam, że układanie włosów zajmuje mu jakoś osiemdziesiąt razy więcej czasu niż mi.

- Chcę ubrać się w coś do spania, a poza tym nudzi mnie patrzenie, jak się stroisz. - narzekalam.

- To idź do pokoju, nikt ci nie broni.

- Przecież ty masz klucz do drzwi. - przypomniałam mu. - Otwórz je albo daj mi, poradzę sobie.

- Owszem, mam klucze, ale drzwi się otwarte. - uśmiechnął się do swojego odbicia.

No chyba, kurwa, nie. 

Podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę. Bez problemu nacisnęłam ją i odblokowałam zamek.

- Jesteś największą szują jaką znam, Styles. Przysięgam. Nikt cię nie pobije. - byłam w szoku. 

- Byłem ciekaw, czy mi uwierzysz w to, że zamknąłem drzwi. Szczerze mówiąc to myślałem, że sprawdzisz czy faktycznie to zrobiłem i zaskoczyłaś mnie. Ale wiesz, ja nie narzekam i jak dla mnie, to możesz zaskakiwać mnie tak częściej.

Nie odpowiedziałam. Otuliłam się bardziej szlafrokiem i wyzywałam siebie w myślach za założenie, że zamknął te jebane drzwi. Mogłam uniknąć prysznica z nim tak łatwo.. Chociaż, patrząc z drugiej strony, całkiem mi się podobało.

- Bipolarność się leczy, Louise. - westchnęłam sama do siebie, rozglądając się po pokoju. W dalszym ciągu mi się nudziło i szukałam czegoś, co by mnie zainteresowało.

Podczas oglądania wzorków na tapecie naklejonej na ścianie przyszła mi do głowy pewna myśl. Nie to, żeby zależało mi na przyłapaniu Harry'ego na kłamstwie czy oskarżania go o coś.

- Na jaki kolor malowałeś koleżance pokój?

- Hę? - zapytał, wciąż stojąc przed lustrem w łazience. 

- Pytałam, na jaki kolor malowałeś tej swojej koleżance pokój? - powtórzyłam.

- Aa. Um, niebieski. Bardzo lubi ten kolor, uspokaja ją. Proponowałem zielony, ale niebieski bardziej do niej przemawiał.

Zmarszczylam brwi, lecz nie mógł tego widzieć. Błąd, Harry. Dokładnie pamiętam, kiedy już ześwirowana czekałam na ciebie w twoim domu. I mogę założyć się o duże pieniądze, że plama na twojej koszulce, którą pomyliłam z krwią, była czerwona. 

Oszukał mnie. Dlaczego skłamał w tak błahej sprawie? Może wcale nie było go tam, gdzie utrzymuje że był, a koleżanka to tylko wymówka, której się trzyma?

- Zamówiłem ci do pokoju wino i coś do jedzenia, zaraz powinni wszystko przynieść. Muszę cię na chwilę zostawić, okej? Poradzisz sobie?

Skinęłam głową, nawet na niego nie patrząc, a sekundę później usłyszałam trzask drzwi. Usiadłam na łóżku, jednak nie dane było mi się tym cieszyć, ponieważ ktoś zapukał do drzwi. Odebrałam cały wózek z alkoholem i jedzeniem, który był z góry opłacony, i odstawiłam go w kąt, sama ponownie siadając na łóżku. Nie miałam pojęcia co mam teraz ze sobą zrobić.

Westchnęłam i podeszłam do wózka, na którym wyłożone były wszelkie rodzaje sushi, białe i czerwone wino. Co jak co, ale jedzenie zawsze wygra, nie ważne o kogo i o co by chodzilo. Zjadłam kilka kawałków nie trudząc się używaniem pałeczek i wypiłam duszkiem jeden kieliszek słodkiego wina. Chciałam gniewać się teraz na Harry'ego ale Boże, wszystko było przepyszne.

Wyszukałam w mojej torbie paczkę papierosów której Harry nie znalazł przy przeszukaniu moich rzeczy przed wyjazdem. Kto pozwolił mu myśleć, że ma prawo robić takie rzeczy? Że ma prawo mnie kontrolować?

No cóż, pewnie ja. W końcu to ja jestem z nim teraz w hotelu. Wcale nie opierałam się przed przyjazdem tu. Najwidoczniej muszę się jeszcze wiele nauczyć. 

- Pieprzyć to. - mruknęłam do siebie, chwytając całą butelkę wina zamiast nalać sobie trochę do kieliszka. W drugiej ręce trzymałam paczkę papierosów i z tym zestawem udałam się na hotelowy balkon. Powietrze było ciepłe a noc naprawdę piękna, dlatego postanowiłam zostać tu chwilę dłużej. Postawiłam butelkę na balustradzie i wyjęłam z paczki papierosa i zapalniczkę. Podpalając końcówkę czułam, jak mi tego brakowało. Dym przedzierał się przez gardło, kierowany do płuc, a resztkę wypuszczałam przez usta. Powtarzałam tą czynność na zmianę z braniem łyków trunku z butelki i nim się obejrzałam, opróżniłam już całą i wypaliłam pięć papierosów pod rząd. Nie myślałam przy tym o niczym, bo w mojej głowie było dokładnie nic. Pustka. Jedna wielka niewiadoma. Nie, co ja pierdolę, w moich myślach był jedynie Harry i pytanie dlaczego mnie oszukał. Nie było mowy o pomyłce z jego strony. Skoro spędził tam więcej niż godzinę, powinien pamiętać na jaki kolor malował te jebane ściany, czyli kłamał. Nie chciało mi się płakać, było mi niedobrze na myśl, że znów zbyt szybko zaczęłam komuś ufać, w dodatku komuś, komu nie powinnam.

Nie usłyszałam nawet, że ktoś siłuje się z drzwiami. Wzięłam ostatniego bucha z papierosa i weszłam do pokoju, by zobaczyć coś, co przeraziło mnie nie na żarty.

- Harry?! - krzyknęłam, zrywając się z miejsca. Harry wtoczył się do pokoju, trzymając się za głowę. Spomiędzy palców ciekł ciemnoczerwony płyn. 

O. Mój. Boże.

Zrobiłam krok do przodu w zamiarze podejścia i sprawdzenia, czy wszystko z nim w porządku, jednak spojrzał na mnie dziko, po czym gwałtownie otworzył drzwi od łazienki i wszedł do środka, zatrzaskując drzwi, bym nie miała szansy się do niego dostać.

- Harry! - rzuciłam się do nich i zaczęłam w nie walić. - Otwórz drzwi! Otwieraj je! - zero odzewu. Łzy podeszły mi do oczu. Miałam tego wszystkiego dość i nie zamierzałam się z tym kryć. 

- Otwieraj te jebane drzwi! Mam tego dość, słyszysz?! Dość! - głos mi się załamał i przeszedł w szloch. Odwróciłam się i osunęłam po drzwiach na podłogę. 

- Nigdy więcej nie próbuj wzbudzić we mnie poczucia winy mówiąc, że ja podcinam ci skrzydła i sprowadzam cię na dno, bo kurwa, ty robisz dokładnie to samo. Nie obchodzi mnie to, jak bardzo cię nienawidzę. Nie obchodzi mnie to jak bardzo nie chcę tu być i też nie obchodzi mnie że może ranię cię tym co mówię. Mam dość kłamstw. Nie mam już siły, po prostu nie mam i nie wytrzymam psychicznie tych ciągłych tajemnic i wszystkiego czego nie wiem a czuję, że powinnam.. Wiesz co mnie aktualnie obchodzi? Obiecałeś się mną opiekować.. A póki co spierdalasz to po całości.. - skończyłam mówić, z krzyku przechodząc w szept.

Po chwili ciszy zamek kliknął i Harry próbował otworzyć drzwi. Odsunęłam się od nich tak, by ich nie zastawiać. Drzwi otworzyły się robiąc akurat tyle miejsca, bym bez wchodzenia do środka mogła zobaczyć chłopaka opierającego się o zlew. Musiał szybko zająć się swoją głową, ponieważ po krwi nie było ani śladu. To znaczy, zakładam, że to była krew. Chyba że postanowi skłamać po raz kolejny, że to tylko farba.

Przetarłam oczy by pozbyć się nadmiaru wilgoci i dzięki temu mogłam zauważyć kilka zadrapań na jego twarzy, rozwaloną brew i dolną wargę. Zastanawiałam się co lub kto go tak załatwił. 

Wiedział, że go obserwuję. Spojrzał na mnie, na swoje odbicie, i ponownie na mnie. Widok smutnego wyrazu jego twarzy i podkrążone, zaczerwienione oczy kłuł mnie w serce, i to na poważnie.

Wziął kilka głębszych oddechów zanim zadał mi pytanie, które dosłownie odebrało mi mowę.


- Jak wiele sekretów potrafisz dochować? - zapytał zmęczonym głosem.




:)




* Magda, jeśli to czytasz - ta reakcja automatycznie skojarzyła mi się z tobą :D

8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle długich miesięcy czekałam na to cudo. Mam ogromną nadzieję na dalsze rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie po dłuuugich miesiącach :D . Rozdział genialny. Weny kochana, weny <3
    Pozdrawiam,
    LittleThings<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże jak mogłaś zakończyć w takim momencie!!! 😭 Uwielbiam twoje opowiadanie. Naprawdę masz talent. Ciekawe jakie sekrety ma Harry to jest bardzo interesujące. Mam nadzieję że kolejny rozdział pojawi się szybciej. Czekam na next 💜 💜 💜 i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam nie karz nam czekać kolejnych kilku miesięcy na następny rozdział. Naprawdę to opowiadanie jest świetne a ty masz niesamowity talen.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam nie obraź się ale to chujowe bo zostawiasz te ff ma taki długi okres, które jest naprawdę świetne i dodajesz rozdział raz na pół roku, nawet nie wytłumaczysz się czemu, albo skończ pisać albo zacznij regularnie i nie zostawiaj nas w takich momentach bo to jest jurwszddfggccc wiec następny będzie maju?

    OdpowiedzUsuń
  7. jejku dzięki za rozdział po tak długiej przerwie x ten moment jest >>>>>>>>>
    fajnie gdybyś kontynuowała historię może z mniejszymi przerwami ale nie narzekam :)
    @hallxofxfame .xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozumiem ze nie masz czasu albo chcesz dodawac rozdzialy kiedy masz ochote i do niczego sie nie zmuszac ale jaki jest sens wrzucania rozdzialu raz na pol roku. Radzilabym napisac pare rozdzialow i kiedy bedziesz miala zapas zaczac je wrzucac w miare regularnie. Boli mnie to ze tak lekcewazysz swoich czytelnikow i nie pozwalasz nam sie czesciej cieszyc z nowego rozdziału. Sama pisze i rozumiem, ze nie jest to nic latwego dlatego na razie niczego nie publikuje. Nie chcialabys żeby to ff czytali więcej ludzi, żebyś mogla częściej czytać komentarze o tym jak bardzo uwielbiają to ff?

    OdpowiedzUsuń