czwartek, 3 grudnia 2015

chapter 24.

Z zaskoczenia otworzyłam oczy. Cała sytuacja trwała dosłownie nie więcej niż sekundę, bo już po chwili odsunął się ode mnie najdalej, jak tylko mógł. Na jego nieszczęście był ograniczony przez wielkość windy, więc odsuwając się pod samą ścianę, oddalił się zaledwie o kilkanaście centymetrów. 

Bezwiednie podniosłam rękę i dotknęłam palcem swoich ust, a później spojrzałam na niego.

- Co tu się właśnie stało? - zapytałam, ledwo oddychając.

- Sposób na wstrzymanie oddechu. - odpowiedział po dłuższej chwili. Wypuścił cicho powietrze i wpatrywał się w podłogę. Zrobiłabym wszystko, żeby teraz, właśnie teraz spojrzeć mu w oczy, ale byłam jakby przyklejona do podłogi, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu.

- Skąd wiedziałeś, co robić? - zapytałam zamiast tego.

- Chyba widziałem to w jakimś filmie czy serialu.. nie pamiętam. Najważniejsze, że zadziałało. Bo zadziałało, prawda? - podniósł nagle głowę, zaniepokojony, a ja niemal zapadłam się pod podłogę. Bez jaj. Będę wyrzucać sobie takie myśli jak teraz lecz on był taki piękny.. taki perfekcyjnie niedoskonały, że miałam ochotę wyć do księżyca, ewentualnie do sufitu windy. Włosy miał już na tyle długie, że nie opadały mu na oczy, tylko zaczesywał je ręką do góry. Teraz jednak ich część spadała na połowę jego twarzy, tworząc przydługą grzywkę. Właśnie spod niej skanował mnie wzrokiem chyba nie zdając sobie sprawy z tego, że takie patrzenie wcale, kurwa, nie pomaga.

Osunęłam się na podłogę i poczułam ulgę. Byłam na dole, ale przynajmniej czułam grunt pod nogami.

- Poczekam na pomoc tutaj. - mruknęłam, chowając głowę w kolanach. 

- Ah, pomoc, jasne! - ożywił się, kiedy uświadomił sobie, że jeszcze jej nie wezwał. Na nasze szczęście połączył się z recepcją bardzo szybko, a oni obiecali natychmiastowo wysłać pomoc.

I zapadła cisza.

Harry również usiadł na podłodze, na przeciwko mnie. Pierwszy raz, kiedy znajdowaliśmy sie gdzieś razem, nie czułam na sobie jego wzroku. Było to dla mnie na tyle dziwne, ze aż musiałam to sprawdzić. Ukradkiem rzuciłam okiem czy mam racje, i miałam. Harry wbił swój wzrok w podłogę i już nie zwracał na mnie uwagi. Czy przeszkadza mi to? Ani trochę. Czy dalej dziwi? Tak, i to jak. Ale to był Harry. On cały był dziwny.

Uspokoiłam na tyle swoj oddech, że teraz już go prawie nie słyszałam. Czułam sie zmęczona. Coraz ciężej mi się oddychało i nie mogłam nic na to poradzić. Ciemniało mi przed oczami i czułam, że zaraz mogę odpłynąć.

- Nie nie nie, Louise, zostajesz ze mną! - powiedział surowo widząc, co się święci. Przesunął się i uklęknął obok mnie. Próbował uspokoić moje nerwy, pocierając palcami kostki mojej dłoni.

- Zdarzyło ci się to już kiedyś?

- Co, utknięcie w windzie? - zapytałam z trudem.

- Nie. Atak paniki.

Zamyśliłam się na chwilę. Był sens ukrywać przed nim takie rzeczy?
Czy był sens ukrywać przed nim cokolwiek?

- Tak, zdarzyło się. - odpowiedziałam, decydując się na szczerość. - Tak prawdę mówiąc, wiele razy. Kiedy byłam młodsza, dość często miałam z tym problem. Na początku uważano to za normalne, lecz kiedy dochodziło do kilku razy dziennie, mama zgłosiła nas z tym do specjalisty.

- Jest sposób, aby sobie z tym poradzić? - zapytał, zachęcając do kontynuowania.

- W moim przypadku nic, co mogłabym zrobić sama. To znaczy, mam na myśli własne, sprawdzone sposoby. Nie zapanuję nad tym siłą woli, jeśli to coś poważnego. 

- Więc co ci pomagało? - podtrzymywał temat.

- Hydroksyzyna. 

- Hydro.. ksy.. co? - zapytał automatycznie. 

- Hydroksyzyna. Podawali mi ją dożylnie. To lek psychotropowy, który ma za zadanie uspokajać, jednak po prostu ogłupia układ nerwowy, dzięki czemu jako tako się uspokajałam.

- Nie powinnaś mieć takiego zastrzyku przy sobie? Skoro cię tym leczyli, nie przepisali ci tego?

- Przepisali i tak, powinnam. I uprzedzając pytanie dlaczego owego zastrzyku nie posiadam - nie chciałam zatruwać się tym gównem, a poza tym jest to dosyć drogie, a wtedy byłyśmy już z mamą same i nie mogłyśmy sobie na to pozwolić.

- Co, jeśli kiedyś się udusisz? - mruknął.

- Wtedy będziesz mógł się cieszyć.

I znów zapadła cisza. 

Czyżbym znów rzuciła głupim tekstem? Cóż, to bardzo prawdopodobne. Obydwoje lubujemy się w takich rzeczach.

- Nie skomentujesz tego? - zapytałam cicho.

- Właśnie od tego się powstrzymuję. Wolę nie mówić nic niż powiedzieć to, co teraz myślę, a później tego żałować. - odpowiedział na jednym oddechu.

- Ależ nie hamuj się. Droga wolna.

- Jak możesz mówić takie rzeczy? - krzyknął, na co się skuliłam. Nie bałam się go, jednak jako że wcześniej prawie że szeptał, przestraszyła mnie ta nagła zmiana. - Że co, cieszyłbym się, gdyby coś ci się stało?! Tak, kurwa, skakałbym z radości i uczynił taki dzień świętem narodowym. - puścił moją rękę, ale nie przejęłam się ani tym, ani jego słowami. Zasłużyłam.

 - Staram się być najlepszy jak tylko potrafię, ale ty wciąż podcinasz mi skrzydła, jakbyś chciała, żebym zwyczajnie spadł na dno.. nie jestem pewien czy za którymś razem nie zabraknie mi sił i po prostu tam nie zostanę. - zamknął oczy, a ja postanowiłam również się nie hamować i przybliżając się, wtuliłam się w niego. Nie zastanawiając się ani sekundy przyciągnął mnie jeszcze bliżej, zamykając w uścisku. Trąciłam go nosem w szyję, na co parsknął śmiechem.

- Nie mogłabyś być taka częściej? Zdecydowanie łatwiej się z tobą przebywa.

- To dlatego, że teraz jestem trochę otępiała. Przysięgam, to się więcej nie powtórzy. 

Siedzieliśmy tak, przytuleni do siebie, dopóki nie usłyszeliśmy szurania za drzwiami windy. Po chwili otworzyły się, ukazując zaspanych i wkurzonych pracowników.

- Jakbyście nie mogli używać schodów. - rzucił bezczelnie jeden z nich.

- Jakbyście nie mogli płacić rachunków. - odburknęłam, na co Harry gwałtownie pociągnął mnie w stronę naszego pokoju, śmiejąc się po drodze.

- Nawet otępiała sobie nie darujesz? 

- Nie. - powiedziałam prosto, ziewając. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaka zmęczona byłam. Podróż, wesołe miasteczko, bieganie po hotelu i zepsuta winda wymęczyły mnie na tyle, że chciałam po prostu położyć się i zasnąć.

Kiedy weszliśmy do pokoju, zdecydowałam się jeszcze na szybki prysznic przed snem. Wzięłam wszystkie potrzebne mi rzeczy i skierowałam się w stronę łazienki, a Harry zaczął deptać mi po piętach.

- Um, Harry?

- Hmm? - wymruczał.

- Idę pod prysznic.

- Domyśliłem się.

- Więc dlaczego idziesz za mną?

- Ponieważ idę z tobą.

Zwariowałam?

- Czy ja się przesłyszałam, czy ty właśnie powiedziałeś że..

- Idę z tobą do łazienki. - dokończył, wymijając mnie w drzwiach. Poczekał, aż przekroczę próg, po czym zamknął je od środka.

Chyba nieświadomie z wrażenia otworzyłam usta, ponieważ parsknął śmiechem i dłonią delikatnie uniósł mój podbródek tak, że moje wargi się połączyły.

- Muszę ci tłumaczyć, że to niemożliwe i teraz stąd wychodzisz? - zapytałam z nutą sarkazmu w głosie.

- Nie jestem idiotą. Dzisiaj prawie mi zemdlałaś i prawie się udusiłaś, nie mam zamiaru ryzykować, że stanie się to ponownie, a wtedy nie będę mógł zareagować. 

- Harry. - starałam się brzmieć poważnie. - Nie mam dziesięciu lat. Umiem o siebie zadbać i..

- Jesteś pod moją opieką, wiesz? - wtrącił. - Obiecałem twojej mamie się tobą opiekować, zresztą tobie samej już kiedyś też to obiecałem. 

- Przecież to śmieszne. - zaśmiałam się i przewróciłam oczami. Zaczęłam układać swoje kosmetyki na blacie, jednak Harry nie ruszał się z miejsca, jedynie skrzyżował ręce na piersi.

- Ty nie żartujesz. - powiedziałam, autentycznie zszokowana.

- Brawo! Moja mądra Louise. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Ale.. jak.. - zaczęłam, ale nie bardzo wiedziałam co chciałam powiedzieć.

- Spokojnie, nie wejdę z tobą do kabiny, jak narazie, co chciałbym zaznaczyć. Tym razem posiedzę tylko na blacie i będę pilnował czy wciąż żyjesz. 

Spojrzałam na niego, i na drzwi od kabiny. Znowu na niego. I znowu na drzwi.

- Przecież te drzwi są przezroczyste! Możesz pilnować mnie z pokoju. - stwierdziłam i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, chcąc przepchnąć go do pokoju, na co on złapał moje nadgarstki i zaczął iść w zupełnie innym kierunku - kierunku prysznica, a ja pod wpływem jego siły szłam razem z nim, tyłem. 

- Teraz ci coś pokażę. - wskazał ręką na szybkę. - Jest przezroczysta?

- Tak! O to mi chodzi. - wywróciłam oczami.

- Patrz teraz. - zamknął drzwiczki do końca i w mgnieniu oka szyba z przezroczystej stała się matowa i ciemniejsza.

- JAK TO!* - wykrzyknęłam impulsywnie, wyrywając dłonie z uścisku Harry'ego. Otworzyłam drzwiczki, które znowu stały się przezroczyste, i je zamknelam. Matowe. Powtórzyłam czynność kilka razy, co zostało skomentowane śmiechem. 

- Jak to działa? - zapytałam, dalej bawiąc się drzwiami.

- Nie mam pojęcia, ale to fajny bajer. - podczas mojej "zabawy" usadowił się na blacie i naprawdę ani myślał z niego zejść.

- Jeśli chcę wziąć prysznic, nie mam innego wyjścia? 

- Prawdopdobnie nie.

- To ja nie chcę brać prysznica. - wzruszyłam ramionami.

- Obawiam się, że z tym też nie masz wyjścia.

- Jak to? Po prostu wyjdę drzwiami. Czy może one też mają jakieś magiczne działanie i stąd nie wyjdę?

- Magicznego działania nie mają, ale mają zamek. Zamyka się go kluczem. A klucz spoczywa właśnie w tylnej kieszeni moich spodni. Wiesz, co zrobił wcześniej? Uwaga - zamknął drzwi, przez które chcesz wyjść. Ups. - przyłożył rękę do ust w teatralnym geście, udając przejęcie.

Powoli docierały do mnie jego słowa. 

Chyba nie..

Spojrzałam na niego, a później na drzwi. Teoretycznie mogłabym sprawdzić, czy faktycznie to zrobił, ale zapewne zmarnowałbym czas, bo pewnie to zrobił.

- Zaskakujesz mnie, z dnia na dzień coraz bardziej. - mruknęłam.
- Do usług. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Kolejny raz wywróciłam oczami. 

Zdjęłam buty, a następnie skarpetki, i w ubraniach weszłam pod prysznic. Harry spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja, rzucając na niego okiem jeszcze raz, zamknęłam drzwiczki. Momentalnie straciłam go z widoku, czyli szybka kolejny raz zadziałała tak, jak powinna. 

- Ale czad. Teraz mogę się rozebrać. - zachichotałam i zabrałam się do ściągania ubrań. 

- Jakbyś wcześniej nie mogła. Nie masz nic, czego bym wcześniej nie widział. - odparł z dumą w głosie. Szczycił się tym, że widział nagie laski?

- Mam. Mogę się założyć, że takiego ciała jeszcze nie widziałeś.

Kolejny raz zapadła cisza.

- Nie prowokuj mnie. - przerwał ją, na co ja, korzystając z tego, że kabina nie była zamknięta na górze, wyrzuciłam swoja bluzkę w stronę, gdzie zapamiętałam, że siedzi. Usłyszałam, jak sapnął, więc dorzuciłam jeszcze spodnie.

- A bielizna? - zapytal lekko zduszonym głosem. 

- Twoje niedoczekanie. - odpadłam, odkręcając wodę. Swoją bieliznę ułożyłam na najwyższej półce, by nie zmokła aż tak bardzo. 

- Wszystko zepsulaś. - mruknął, na co się zaśmiałam. W momencie w którym ciepła woda zetknęła się z moją skórą, poczułam niesamowitą ulgę i odprężenie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak spięta byłam. Zamknęłam się w swojej bańce i tkwiłabym w niej tak jeszcze długo, gdyby nie głos przedzierający się przez mój mur zrelaksowania.

- Tak się zastanawiam. - zaczął. - Skoro nie płacą za prąd, to może nie płacą i za wodę?

- Może. - rzuciłam krótko. Zamknij się, Harry, i daj mi pięć minut w ciszy i spokoju.

- Może powinniśmy oszczędzać wodę?

- Może. - powtórzyłam. Ucisz się, człowieku..

- Myślałem, że szybciej załapiesz. - westchnął. - Jeśli masz tam swoją bieliznę to masz pięć sekund, żeby ją założyć, jeśli nie zdążysz.. Nie będę płakał. 

CO?

- Pięć..

Powtarzam, co?

- Cztery..

Czym prędzej chwyciłam bieliznę i pospiesznie ją założyłam nie upewniając sie, czy faktycznie zakrywa wszystko, co powinna.

- Jeden. - powiedział i drzwiczki otworzyły się w momencie, kiedy próbowałam zapiąć stanik.

- Jezu, nie! Harry, czy ciebie do reszty popierdolilo?! - krzyknęłam, odwracając się tyłem do niego, szarpiąc się z zapięciem.

- Już dawno, ale to chyba było wiadomo. - powiedział prosto, po czym złapał moje drżące ręcę. Ze zdumieniem odkryłam że pomógł mi z zapięciem, kompletnie nic przy tym nie robiąc. Żadnych obmacywań, komentarzy, tekstów, nic. 

- Boże, jakie ty masz świetne cycki. - jęknął, odwracając mnie przodem do niego. Cóż, moje zdumienie minęło.

- Możesz mi powiedzieć dlaczego zakłócasz jedyną chwilę, kiedy mam szansę od ciebie odpocząć? - zapytałam po tym jak odwrociłam się przodem do ściany, na co złapał się za klatkę piersiową udając, że zabolały go moje słowa. 

- Mówiłem, trzeba oszczędzać wodę. - odparł i poczułam, jak się rusza. Kątem oka zauważyłam, że zaczął pozbywać się ubrań. W przypływie nagłej śmiałości odwrocilam się ponownie, tym razem przodem do niego i pozwoliłam sobie na wpatrywanie się w rozbierającego się Harry'ego.

- Podoba ci się to, co widzisz? - wyszczerzył się. Czy on przypadkiem nie powinien być skrępowany? 

Może i powinien. Ale to był Harry. 

- Widziałam lepsze sztuki, ale ujdziesz w tłumie.

- Kolejny raz czuję się urażony! Nie jestem żadną "sztuką". Jestem stuprocentowym mężczyzną i jeśli moje ciało cię nie powala, w co osobiście nie wierzę i myślę że kłamiesz, to mam coś co może cię zaszokować i mogę ci to poka..

- Stop! - zatkałam mu usta ręką. Oczywiście, że kłamałam. Patrzenie na Harry'ego sprawiało mi niemałą przyjemność i czułam przyjemne ciepło, kiedy skanowałam wzrokiem całą jego sylwetkę. Swoje ubrania też przerzucił na zewnątrz prysznica. Chciał pozbyć się również bokserek, jednak szybko wybiłam mu to z głowy. Co za dużo, to niezdrowo. 

Odwrociłam się po raz kolejny z zamiarem wpatrywania się w płytki na ścianie. Lepsze to niż widok myjącego się Harry'ego.

- Przyznam, że twoje odwrócenie się do mnie tyłem trochę mnie dekoncentruje. - mruknął tuż przy moim uchu.

- Mnie dekoncentruje całe twoje wejście tu, no a popatrz, nic sobie z tego nie robisz. Weź się w garść i bądź mężczyzną, umyj się i idziemy spać.

- No właśnie jestem mężczyzną, dlatego to twoje stanie do mnie tyłem mnie rozprasza. - jęknął.

- Mam dylemat. Pozwolić gapić ci się na moje cycki, czy plecy? Hmmm.. - udałam, że się zastanawiam, pozwalając mu na własną odpowiedź.

- Oprócz pleców masz tu jeszcze jedną fajną rzecz, ale okej.

- Zajmij się myciem, Styles! - krzyknęłam, zakrywając oczy. Czułam, jak robię się cała czerwona, a on tylko się śmiał.

Po pięciu minutach katorgi w końcu zostałam wypuszczona z kabiny. Kiedy Harry wycierał swoje włosy przed lusterkiem, ja, ubrana w szlafrok, analizowałam wszystkie kropki na łazienkowych kafelkach. Nudziło mnie czekanie na niego lecz nie miałam innego wyjścia, ponieważ to on wciąż miał klucz od drzwi. Przysięgam, że układanie włosów zajmuje mu jakoś osiemdziesiąt razy więcej czasu niż mi.

- Chcę ubrać się w coś do spania, a poza tym nudzi mnie patrzenie, jak się stroisz. - narzekalam.

- To idź do pokoju, nikt ci nie broni.

- Przecież ty masz klucz do drzwi. - przypomniałam mu. - Otwórz je albo daj mi, poradzę sobie.

- Owszem, mam klucze, ale drzwi się otwarte. - uśmiechnął się do swojego odbicia.

No chyba, kurwa, nie. 

Podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę. Bez problemu nacisnęłam ją i odblokowałam zamek.

- Jesteś największą szują jaką znam, Styles. Przysięgam. Nikt cię nie pobije. - byłam w szoku. 

- Byłem ciekaw, czy mi uwierzysz w to, że zamknąłem drzwi. Szczerze mówiąc to myślałem, że sprawdzisz czy faktycznie to zrobiłem i zaskoczyłaś mnie. Ale wiesz, ja nie narzekam i jak dla mnie, to możesz zaskakiwać mnie tak częściej.

Nie odpowiedziałam. Otuliłam się bardziej szlafrokiem i wyzywałam siebie w myślach za założenie, że zamknął te jebane drzwi. Mogłam uniknąć prysznica z nim tak łatwo.. Chociaż, patrząc z drugiej strony, całkiem mi się podobało.

- Bipolarność się leczy, Louise. - westchnęłam sama do siebie, rozglądając się po pokoju. W dalszym ciągu mi się nudziło i szukałam czegoś, co by mnie zainteresowało.

Podczas oglądania wzorków na tapecie naklejonej na ścianie przyszła mi do głowy pewna myśl. Nie to, żeby zależało mi na przyłapaniu Harry'ego na kłamstwie czy oskarżania go o coś.

- Na jaki kolor malowałeś koleżance pokój?

- Hę? - zapytał, wciąż stojąc przed lustrem w łazience. 

- Pytałam, na jaki kolor malowałeś tej swojej koleżance pokój? - powtórzyłam.

- Aa. Um, niebieski. Bardzo lubi ten kolor, uspokaja ją. Proponowałem zielony, ale niebieski bardziej do niej przemawiał.

Zmarszczylam brwi, lecz nie mógł tego widzieć. Błąd, Harry. Dokładnie pamiętam, kiedy już ześwirowana czekałam na ciebie w twoim domu. I mogę założyć się o duże pieniądze, że plama na twojej koszulce, którą pomyliłam z krwią, była czerwona. 

Oszukał mnie. Dlaczego skłamał w tak błahej sprawie? Może wcale nie było go tam, gdzie utrzymuje że był, a koleżanka to tylko wymówka, której się trzyma?

- Zamówiłem ci do pokoju wino i coś do jedzenia, zaraz powinni wszystko przynieść. Muszę cię na chwilę zostawić, okej? Poradzisz sobie?

Skinęłam głową, nawet na niego nie patrząc, a sekundę później usłyszałam trzask drzwi. Usiadłam na łóżku, jednak nie dane było mi się tym cieszyć, ponieważ ktoś zapukał do drzwi. Odebrałam cały wózek z alkoholem i jedzeniem, który był z góry opłacony, i odstawiłam go w kąt, sama ponownie siadając na łóżku. Nie miałam pojęcia co mam teraz ze sobą zrobić.

Westchnęłam i podeszłam do wózka, na którym wyłożone były wszelkie rodzaje sushi, białe i czerwone wino. Co jak co, ale jedzenie zawsze wygra, nie ważne o kogo i o co by chodzilo. Zjadłam kilka kawałków nie trudząc się używaniem pałeczek i wypiłam duszkiem jeden kieliszek słodkiego wina. Chciałam gniewać się teraz na Harry'ego ale Boże, wszystko było przepyszne.

Wyszukałam w mojej torbie paczkę papierosów której Harry nie znalazł przy przeszukaniu moich rzeczy przed wyjazdem. Kto pozwolił mu myśleć, że ma prawo robić takie rzeczy? Że ma prawo mnie kontrolować?

No cóż, pewnie ja. W końcu to ja jestem z nim teraz w hotelu. Wcale nie opierałam się przed przyjazdem tu. Najwidoczniej muszę się jeszcze wiele nauczyć. 

- Pieprzyć to. - mruknęłam do siebie, chwytając całą butelkę wina zamiast nalać sobie trochę do kieliszka. W drugiej ręce trzymałam paczkę papierosów i z tym zestawem udałam się na hotelowy balkon. Powietrze było ciepłe a noc naprawdę piękna, dlatego postanowiłam zostać tu chwilę dłużej. Postawiłam butelkę na balustradzie i wyjęłam z paczki papierosa i zapalniczkę. Podpalając końcówkę czułam, jak mi tego brakowało. Dym przedzierał się przez gardło, kierowany do płuc, a resztkę wypuszczałam przez usta. Powtarzałam tą czynność na zmianę z braniem łyków trunku z butelki i nim się obejrzałam, opróżniłam już całą i wypaliłam pięć papierosów pod rząd. Nie myślałam przy tym o niczym, bo w mojej głowie było dokładnie nic. Pustka. Jedna wielka niewiadoma. Nie, co ja pierdolę, w moich myślach był jedynie Harry i pytanie dlaczego mnie oszukał. Nie było mowy o pomyłce z jego strony. Skoro spędził tam więcej niż godzinę, powinien pamiętać na jaki kolor malował te jebane ściany, czyli kłamał. Nie chciało mi się płakać, było mi niedobrze na myśl, że znów zbyt szybko zaczęłam komuś ufać, w dodatku komuś, komu nie powinnam.

Nie usłyszałam nawet, że ktoś siłuje się z drzwiami. Wzięłam ostatniego bucha z papierosa i weszłam do pokoju, by zobaczyć coś, co przeraziło mnie nie na żarty.

- Harry?! - krzyknęłam, zrywając się z miejsca. Harry wtoczył się do pokoju, trzymając się za głowę. Spomiędzy palców ciekł ciemnoczerwony płyn. 

O. Mój. Boże.

Zrobiłam krok do przodu w zamiarze podejścia i sprawdzenia, czy wszystko z nim w porządku, jednak spojrzał na mnie dziko, po czym gwałtownie otworzył drzwi od łazienki i wszedł do środka, zatrzaskując drzwi, bym nie miała szansy się do niego dostać.

- Harry! - rzuciłam się do nich i zaczęłam w nie walić. - Otwórz drzwi! Otwieraj je! - zero odzewu. Łzy podeszły mi do oczu. Miałam tego wszystkiego dość i nie zamierzałam się z tym kryć. 

- Otwieraj te jebane drzwi! Mam tego dość, słyszysz?! Dość! - głos mi się załamał i przeszedł w szloch. Odwróciłam się i osunęłam po drzwiach na podłogę. 

- Nigdy więcej nie próbuj wzbudzić we mnie poczucia winy mówiąc, że ja podcinam ci skrzydła i sprowadzam cię na dno, bo kurwa, ty robisz dokładnie to samo. Nie obchodzi mnie to, jak bardzo cię nienawidzę. Nie obchodzi mnie to jak bardzo nie chcę tu być i też nie obchodzi mnie że może ranię cię tym co mówię. Mam dość kłamstw. Nie mam już siły, po prostu nie mam i nie wytrzymam psychicznie tych ciągłych tajemnic i wszystkiego czego nie wiem a czuję, że powinnam.. Wiesz co mnie aktualnie obchodzi? Obiecałeś się mną opiekować.. A póki co spierdalasz to po całości.. - skończyłam mówić, z krzyku przechodząc w szept.

Po chwili ciszy zamek kliknął i Harry próbował otworzyć drzwi. Odsunęłam się od nich tak, by ich nie zastawiać. Drzwi otworzyły się robiąc akurat tyle miejsca, bym bez wchodzenia do środka mogła zobaczyć chłopaka opierającego się o zlew. Musiał szybko zająć się swoją głową, ponieważ po krwi nie było ani śladu. To znaczy, zakładam, że to była krew. Chyba że postanowi skłamać po raz kolejny, że to tylko farba.

Przetarłam oczy by pozbyć się nadmiaru wilgoci i dzięki temu mogłam zauważyć kilka zadrapań na jego twarzy, rozwaloną brew i dolną wargę. Zastanawiałam się co lub kto go tak załatwił. 

Wiedział, że go obserwuję. Spojrzał na mnie, na swoje odbicie, i ponownie na mnie. Widok smutnego wyrazu jego twarzy i podkrążone, zaczerwienione oczy kłuł mnie w serce, i to na poważnie.

Wziął kilka głębszych oddechów zanim zadał mi pytanie, które dosłownie odebrało mi mowę.


- Jak wiele sekretów potrafisz dochować? - zapytał zmęczonym głosem.




:)




* Magda, jeśli to czytasz - ta reakcja automatycznie skojarzyła mi się z tobą :D

poniedziałek, 25 maja 2015

chapter 23.


Mężczyzna stojący za ladą niemalże się zakrztusił, podobnie jak i ja.
- Słucham? - wydukałam, przeciągając sylaby.
- Jeśli przegrasz, dzisiejszą noc w hotelowym pokoju spędzisz w moim towarzystwie.
- I tak spędzę ją w twoim towarzystwie.
- W tym przypadku bliżej, niż ci się wydaje. - uśmiechnął się niewinnie i praktycznie wepchnął w moją dłoń trzy rzutki. - Zrelaksuj się i przegraj z godnością. Teraz, jak już znasz stawkę, obydwoje wiemy, że przegrasz to celowo, ale przynajmniej udawaj, że się starasz.
Zacisnęłam usta, by nie skomentować jego słów. Facet z tej budki nie mógł powstrzymać śmiechu, raz po raz spoglądał na Harry'ego z uznaniem. Czy mężczyznom naprawdę imponują takie rzeczy? Dziecięca i bezczelna pewność siebie?
Chciałam zamknąć oczy i rzucać po omacku, byle nie widzieć głupiej miny tego faceta i głupiej.. całego głupiego Harry'ego, ale nie mogłam tego zrobić. Dla własnego bezpieczeństwa musiałam to wygrać.
Uniosłam rękę i wykonałam odpowiedni ruch. Rzutka wyleciała spomiędzy moich palców i zawisła na samej krawędzi tarczy.
- Tak! - krzyknęłam z radości, wyrzucając od razu drugą rzutkę. Wbiła się w miejsce bliższe środkowi, napawając mnie dumą. Dodatkowym motywatorem był odgłos zgrzytania zębów dobiegający gdzieś zza moich pleców. Nabrałam ogromnej pewności siebie i kiedy wyrzuciłam trzecią rzutkę wiedziałam, że trafię.
Strzałka wbiła się w sam środek tarczy.
-  TAK! Harry, powiedz mi proszę, kto jest mistrzem? Albo raczej - powiedz mi kto nim nie jest. Może ja ci powiem? Czy domyślasz się, o kim mówię? - miałam świadomość, że zachowuję się jak dziecko, ale moja radość była wręcz nie do opisania, a nagroda w postaci głupiej miny Harry'ego była kolejnym powodem do szczęścia. Już wygrałam ten jego zakład, teraz może mi co najwyżej possać.
Wkurzony, wziął rzutki przeznaczone dla niego. Nikt chyba nie powiedział mu, że pod wpływem złości nie powinno robić się takich rzeczy, bo pierwsza rzutka, którą wyrzucił, minęła tarczę o jakieś dwa centymetry. Dwie pozostałe rzutki cisnął gdzieś w bok, bo wiedział, że nie ma sensu tego kontynuować. Odszedł od stoiska, a ja, zadowolona, podążyłam za nim.
- Biedny Harry. Może na pocieszenie wygrać dla ciebie misia? - zrobiłam smutną minkę, udając, że mi przykro. W głębi duszy wręcz pękałam z samozadowolenia. Kłamałam, że grałam w to wcześniej, i w dużej mierze miałam zwyczajnie szczęście, ale i tak była to moja zasługa. Ja wygrałam, a on przegrał. Lamus!
- Teraz ty jesteś zbyt pewna siebie. - burknął, trzymając ręce w kieszeniach. Twarz również miał naburmuszoną.
- Aż tak bardzo dotknęła cię przegrana?
- Dotknęłaby mnie bardziej, gdybyś nie miała zwykłego szczęścia. Strzelałaś na oślep i naprawdę dziwię się, że nie spudłowałaś.
- Widocznie nie jesteś aż tak gorący, żeby celowo przegrać zakład. Ups. - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się delikatnie, na co uniósł jedną brew.
- Jesteś pewna, że nie jestem? - wyjął ręce z kieszeni i skrzyżował je na piersi.
- Jestem. - odpowiedziałam, przybierając taką samą pozę. Wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, mrużąc oczy.
- Dobra. Wygraj dla mnie tamtego miśka.
- Tym razem bez zakładu?
- Bez. - odpowiedział prosto.
- Zagrajmy o to samo. - zaproponowałam, czując naprawdę ogromną pewność siebie, czym chyba go zaskoczyłam.
- Jesteś pewna? Drugi raz możesz nie mieć takiego szczęścia.
- Szczęścia? Mówiłam, że po prostu jestem niesamowicie uzdolniona. Zarówno w rzutkach, jak i rzucaniem obręczami na butelki. - odparłam pewnie, jako że właśnie przy takim stoisku staliśmy.
Patrzył na mnie, jakby powątpiewając w to, co zaproponowałam. Nie zdradzał żadnych emocji, aż w końcu lekko się uśmiechnął.
- Może podbijemy stawkę? - zapytał. - Jeśli przegrasz, śpisz ze mną do końca pobytu tutaj.
- Dlaczego tak się uparłeś na spanie ze mną? - wywróciłam oczami. - Stoi. A jak wygram, oprócz tego jednego pytania, które już mam. dostaję jeszcze trzy.
Harry nie skomentował tego, tylko wziął od operatora budki sześc obręczy.
- Pozwól, że zacznę. Później będę upajać się widokiem ciebie, starającego się wygrać. - wzięłam trzy obręcze i stanęłam dwa metry od stolika, na którym ustawione były trzy butelki. Zadanie było banalnie proste, każda obręcz ma wylądować na szyjce butelki. Miałam ochotę się roześmiać, lecz nie mogłam tego zrobić, jeśli nie chciałam się rozproszyć.
Wycelowałam w pierwszą butelkę i idealnie prostym rzutem umieściłam kółko na zielonkawej szyjce. Banał. Przy drugim rzucie udawałam, że sprawdzam każdą możliwą pozycję do oddania rzutu i czułam, że Harry nawet na sekundę nie spuścił ze mnie wzroku. Druga obręcz wylądowała tam, gdzie powinna. Odwróciłam się do Harry'ego i posłałam mu buziaka w powietrzu. Nawet nie mrugnął. Ponownie odwróciłam się w stronę mojego celu i rzuciłam trzecią obręcz. Obserwowałam, jak leci.
I jak spada, zahaczając o szyjkę.
Spadła.
Nie trafiłam.
- Zrób mi miejsce, skarbie. - dłonie Harry'ego znalazły się na mojej talii, delikatnie przesuwając mnie na bok. Moje myśli pędziły jak strzała. Nie, ja nie chcę z nim spać. Jasna cholera, ja nawet nie chciałam spać z nim w tym samym pokoju! W tym samym budynku. W tym samym mieście. W tym samym kraju.
Harry z kompletnym spokojem rzucił pierwszą obręcz, która natychmiast wylądowała na butelce. Zrozumiałam, dlaczego nie przestawał na mnie patrzeć, kiedy ja stałam na jego miejscu. Sama nie chciałam nawet mrugnąć, żeby nie stracić ani sekundy. Harry lekko się zgarbił i wykonał drugi rzut i obręcz znalazła się tam, gdzie jej poprzedniczka. Wyprostował się i spojrzał na mnie, po czym posłał mi buziaka w powietrzu. Mimowolnie otworzyłam usta. Co za tupet.. To jeszcze nie koniec, powtarzałam sobie. Może teraz spudłować i cały zakład by przepadł. Dlaczego musiałam być tak głupia, żeby pod wpływem chwili zgodzić się na jego propozycję? Boże, czasami naprawdę nienawidziłam swojego mózgu.
Harry przygotował się do oddania ostatniego rzutu. Zamknęłam oczy i usłyszałam brzdęk. Brzdęk sygnalizujący, że obręcz uderzyła o butelkę i spadła?
Nie, brzdęk sygnalizował, że obręcz uderzyła o szyjkę w momencie, w którym znalazła się na niej.
Moja obręcz leżała na ziemi, jako symbol mojej gorzkiej przegranej.

*****

- Czy powinniśmy zagrać jeszcze o to, w co będziesz ubrana, kiedy będziesz ze mną w łóżku? - droczył się, gdy odeszliśmy od stoiska i skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
- Zamknij się. Też wygrałeś fuksem.
- Fuks wygrał mi trzy noce, a tobie tylko jedno pytanie. Jestem w stanie pogodzić się z tym fuksem. - odparł, emanując samozadowoleniem.
- Dlaczego jestem prawie pewna, że to był jakiś podstęp? - zmrużyłam oczy. 
- Bo jesteś paranoiczką i we wszystkim widzisz drugie dno. Tym razem miałaś cholerne szczęście, więc przestań węszyć i doceń to.
- Szczęście? Jakie szczęście? - zaoponowałam.
- Błagam cię, będziesz miała to - wskazał rękoma na swoją osobę - przez całe trzy noce. 
Zignorowałam ten komentarz. Zaczynałam przyzwyczajać się do tego, że jakimś cudem w jednym człowieku mieści się tyle irytującej, obrzydliwej, nad wyraz narcystycznej pewności siebie. Doprawdy dziwne, że jeszcze nie przygniótł go ciężar jego zajebistości.
- Wiesz, że w Stanach całkowicie legalne i dopuszczalne jest zawarcie związku małżeńskiego z samym sobą? - spytałam, udając poważną.
- Wiem. Świetna opcja, ale żeby być wiernym, całe życie musisz jechać na masturbacji. - odpyskował, na co parsknęłam śmiechem. 
Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się po hotelem. Nagle ogarnęła mnie panika, jak na naszej pierwszej randce, kiedy wiózł mnie w "swoje miejsce". Czy to dziwne, jeśli powiem, ze nigdy nie spałam z facetem w jednym łóżku?
Recepcjonistka zapytała Harry'ego o nazwisko w celu potwierdzenia tożsamości. 
- Muszę poinformować, że dzisiejszej nocy oraz cały jutrzejszy dzień nie będzie ogrzewania. - wymamrotała dziewczyna. - Pieprzona regułka. Właściciele nie płacą na czas, a my musimy tłumaczyć się klientom.
- Niech się pani nie martwi. - odpowiedział jej Harry. Był w wyjątkowo dobrym humorze. 
- Nie wszyscy są tak wyrozumiali jak pan..
- Oh, proszę, zostanę tu jeszcze trochę, wiec mów mi Harry. A to moja dziewczyna, Louise.
- Nie jestem.. - zaczęłam, lecz szybko zamilkłam. Jaki jest sens po raz kolejny robić awanturę? - miło mi cię poznać.
- Harry, Louise, ja nazywam się Camilla. - posłała Harry'emu promienny uśmiech, na mnie nie zwracając uwagi. - W waszym pokoju znajduje się dodatkowy koc i termosy z kawą i herbatą, jeszcze raz przepraszamy.
- Mam pytanie. - przerwałam jej. Obydwoje spojrzeli w moją stronę. - zwolnił się może jakiś pokój?
- Oh, starczy tego. - Harry przewracając oczami uciął temat i zaczął popychać mnie w kierunku windy. - Dziękujemy ci Camillo, jakoś sobie poradzimy. - rzucił do recepcjonistki zanim zamknęły się drzwi windy. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a już byliśmy na naszym piętrze. Harry otworzył drzwi od pokoju swoją kartą i pozwolił mi wejść pierwszej, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Chciałabyś coś zjeść? Przez te wszystkie zakłady zmarnowaliśmy sporo czasu. - narzekał, biorąc kartę z menu, w której znajdowały się potrawy z hotelowej restauracji. 
- Nie, dzięki. - odpowiedziałam ze ściśniętym gardłem. Ten pokój był za mały dla naszej dwójki. - Pójdę w tym czasie pod prysznic. - dodałam, na co Harry kiwnął głową.
Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i nie czekając aż owionie mnie chłód pomieszczenia zamknęłam się w kabinie prysznicowej. Odkręciłam wodę, pozwalając ciepłym strumieniom obmyć moją skórę po tak nieudanym dniu. Co mam zrobić, aby się z tego wykręcić? Jaką wymówkę mam wymyślić? Mogłabym położyć się z nim do łóżka i poczekać aż zaśnie, po czym przenieść się do tego mniejszego.
A jak nie zaśnie? 
Pokręciłam głową. Muszę znaleźć sposób, aby w ogóle nie wylądować z nim w łóżku, nawet na chwilę.
Zakręciłem chłodną już wodę i odczekałam chwilę aż woda sama częściowo ze mnie ścieknie, zanim owinęłam się białym, puchatym ręcznikiem. Powoli umyłam zęby nie omijając żadnego możliwego miejsca. Później starannie wyszczotkowałam włosy, a na koniec nałożyłam na twarz odrobinę podkładu. Wiedziałam, że to niepoważne, ale.. cholernie wstydziłam się przebywać w pobliżu Harry'ego. Nie mogłam pozwolić na to, żeby miał okazję do oglądania mnie bez makijażu. Mogłam pyskować i kłócić się z nim, ale nie potrafiłam wytrzymać jego spojrzenia. Zdecydowanie wolałam, kiedy na mnie nie patrzył. To odejmowało mi sporo pewności siebie. Nic nie poradzę na to, że wśród ludzi czuję się niepewnie. Nie mówiąc o nim. Przebrałam się w ubrania, które przyniosłam sobie tu wcześniej i spojrzałam w lusterko. Nie było najlepiej. 
Delikatnie przekręciłam zamek, zastanawiając się, czy może Harry gdzieś nie wyszedł. Wystawiłam głowę i zobaczyłam go siedzącego na fotelu, łokcie oparte miał o kolana, a dłonie pod brodą. Na stoliku obok stał pusty talerz i butelka po piwie. Skrzywiłam się.
- Lubisz alkohol. - stwierdziłam, otwierając drzwi do końca i wyszłam z łazienki. 
- Nie jesteś odpowiednią osobą do czynienia podobnych uwag. - wzruszył ramionami, po czym wstał, wyminął mnie i sam wszedł do łazienki.
- Zużyłam całą ciepłą wodę. - mruknęłam, nie starając się, by usłyszał. 
Podeszłam do swojej torby w poszukiwaniu ładowarki do telefonu. Kiedy już ją znalazłam, zmarnowałam pięć minut na zlokalizowanie kontaktu. Musiałam odsunąć łóżko i dosłownie zawisnąć na poręczy, aby włożyć do niego głupią wtyczkę. Dodatkowo wrzuciłam za łóżko jeden element, układając w głowie plan. 
- Co tam robisz? - usłyszałam i natychmiastowo się podniosłam. Dobry boże, co dzieje się z moimi zmysłami? Nie usłyszałam nawet przekręconego zamka. 
- Szukałam kontaktu.. - powiedziałam jedynie, obserwując, jak podchodzi powoli do łóżka od drugiej strony. Staliśmy teraz po jego różnych stronach. Harry układał poduszki po swojej, a ja wpatrywałam się w ten piekielny mebel. Nigdy nikogo nie chciałam tam zabierać. No, moze z wyjątkiem Zaca Efrona lub Ryana Goslinga, ale ich nigdy nie spotkam, więc nie grozi mi to. Czy teraz jestem postawiona przed faktem dokonanym? 
- Na co czekasz? - zapytał, ściągając koszulkę. Odwróciłam wzrok i palnęłam pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Jeśli chcesz mnie w swoim łóżku, musisz mnie złapać. - wydusiłam i uciekłam z pokoju, uprzednio zatrzaskujac drzwi. Karta do pokoju była wrzucona za łóżko i żeby móc spokojnie wyjść musiał ją znaleźć, więc miałam trochę czasu.
Schody na korytarzu z tej strony prowadziły tylko na dół, więc to było zbyt proste, a wejście do windy było zbyt ryzykowne - szybciej zbiegnie po schodach i zatrzyma ją na dowolnym piętrze niż ja gdziekolwiek dojadę. Pobiegłam długim korytarzem, który rozbiegał sie w rożnych kierunkach. Układ przejść był na tyle skomplikowany, że gdyby nie patrzeć na numery pokoi, można było wciąż chodzić w kółko. Zdawałam sobie sprawe, że biegam po piętrach w za krótkich szortach i za długiej bluzce, ale niezbyt się tym przejęłam. Wiedziałam, że w każdej chwili mogę poczuć czyjeś ręce zawijające sie wokół mnie i zostanę siłą przeniesiona do pokoju, lecz odczuwałam przy tym taką adrenalinę, że tym również się nie przejęłam. Jeszcze nigdy przed nikim nie uciekałam i uważałam to za ekscytujące.
- Słyszę, jak oddychasz. - usłyszałam nagle z drugiego końca korytarza i niemal pisnęłam. Był na tym samym pietrze! Spoglądałam w stronę windy, zastanawiając się, czy nie zaryzykować. W tym samym momencie z windy wysiadło kilkoro ludzi, robiąc trochę hałasu. Szybko weszłam do środka i wcisnęłam guzik prowadzący na ostatnie piętro, skąd schodami z drugiej strony planowałam zbiec na dół do pokoju i zabarykadować drzwi. Ponieważ z odległości, z jakiej wcześniej słyszałam głos Harry'ego wywnioskowałam, że jest przy schodach prowadzących na dół i dojście do schodów na górę chwile zajmie, wydawało mi się to najlepszą opcją. Chyba, że szybko biega.. Kurde, czy on szybko biega? 
Wysiadłam z windy i osłupiałam. Przede mną rozciągały się rzędy szafek, takich jak można spotkać w szkołach. Przez przeszkoloną ścianę widać było falującą wodę podświetlanego na kolorowo basenu. Miałam ochotę pacnąć się w twarz za to, że sama zamknęłam się w pułapce. Teoretycznie mogłabym zawrócić i zjechać na dół, ale teraz już nie miałam pojecia, gdzie znajduje się Harry. Obstawiałam, że nie dotarł tutaj, więc postanowiłam zostać. Przechodziłam między szafkami na palcach, starając się znaleźć drugie wyjście, nie połączone z windą, jednak na marne. Ale przecież musiało być jakieś wyjście ewakuacyjne, jeśli nie z tej, to z drugiej strony, prawda? To znaczy, wydaje się to całkiem logiczne, nawet jeśli ostatnio mojemu życiu brakuje logiki.
Musiałam przejść wzdłuż długości basenu, więc przy okazji podziwiałam konstrukcje obiektu. Kolor świateł na dnie zmieniał się pięć razy na minutę, dodatkowo nie paliły sie żadne górne lampy i jedynym źródłem światła był księżyc oświetlający wodę przez kolejną przeszkloną ścianę. Właśnie miałam obejść basen, by dostać się do drzwi, kiedy poczułam, jak ktoś popycha mnie do wody. W jednej chwili znalazłam się pod jej powierzchnią, i nim zdążyłam otworzyć oczy, byłam już przyparta do brzegu basenu. Nie mogłam się wynurzyć, ponieważ ktoś przytrzymywał moje ramiona. Otworzyłam oczy i zobaczyłam - cóż za niespodzianka! - Harry'ego. Choć z drugiej strony, w pewnym sensie była to niespodzianka, gdyż za nic w świecie nie spodziewałam się, że mnie tu znajdzie.
Kiedy udało mi się wynurzyć nad powierzchnię wody, ledwo zdążyłam zaczerpnąć powietrza i znów byłam pod taflą. Harry uparcie przetrzymywał mnie bez tlenu, celowo przedłużał czas tak, abym potrzbnego mi powietrza dostać nie mogła. Przez myśl przemknęło mi, że chce zrobić mi krzywdę, ale w tym samym czasie wynurzył się razem ze mną, wciąż trzymając mnie przy ścianie.
- Złapałem cię. - mruknął mi do ucha. Biodrami przyciskal moje biodra i boże, nie chcę mowić, co w takiej pozycji wyczuwałam.
- Nigdy jeszcze nie uganiałem się za dziewczyną. A za tobą muszę i w przenośni, i dosłownie. - kontynuował, próbując delikatnie wsunąć ręce pod moja przesiąknięta woda koszulkę. Próbowałam odepchnąć go, lecz im bardziej sie szarpałam, tym mocniej przyciskał swoje biodra i tym mocniej go czułam. Nie sprawiało mi to bólu, jednak zdradzieckie ciało odczuwało zupełnie inne rzeczy.
- Harry, jesteś za blisko. - wymamrotałam w jego włosy, w które miałam wetknięty nos. Mimowolnie wdychałam zapach męskiego szamponu do włosów, jednak oprócz tego czułam coś jeszcze, jakiś zapach, którego nie mogłam zidentyfikować i denerwowało mnie to.
- Mogłaś nie uciekać.
- Nie żartuję. Naprawdę jesteś zbyt blisko.
- Przeszkadza ci moja bliskość?
- Przeszkadza mi twój kutas wbijający się w moje biodro.
- Wolałabyś, żeby wbijał się gdzie indziej? - zapytał, jednak odsunął się na tyle, że mogłam oderwać się od ścianki basenu. Złapał pod wodą moją rękę i popłynął w stronę drabinek, ciągnąc mnie za sobą. Wpuścił mnie przed niego tak, bym wyszła pierwsza. Kolejna niespodzianka.
- Masz mokry tyłek. - zauważył inteligentnie. 
- Naprawdę? O Mój Boże, dziękuję, że mi powiedziałeś. Gdyby nie Ty, nie wiem jak poradziłabym sobie w życiu..
- Mogłabyś chociaż raz się zamknąć i przestać rzucać swoimi sarkazmami?! - krzyknął nagle, uderzając w ścianę. Momentalnie ja sama do niej przyparłam, nie wiedząc, co robić. Harry stanął przede mną i położył swoje ręce na ścianie po obydwu stronach mojej głowy. Był wściekły. - Cokolwiek bym nie powiedział, ty mi coś odpyskujesz. Nic ci nie pasuje, tak jakby sukowatość płynęła w twoich żyłach. Nie możesz chociaż raz, jeden raz przestać być taka.. - krzyczał mi w twarz. Byłam mocno zdezorientowana. Nie rozumiałam całej tej sytuacji, nie wiedziałam, dlaczego krzyczy, jednocześnie czułam złość. Nie byłam dzieckiem, które miał prawo karcić.
- Sarkazm i sukowatość to moja jedyna obrona. - wyszeptałam. Momentalnie zmienił swój wyraz twarzy na łagodniejszy.
- Czujesz, że potrzebujesz obrony? - zapytał.
- A jak ci się wydaje? Nie dam rady przycisnąć cię do ściany kiedy tylko będę chciała. - uśmiechnęłam się krzywo, chcąc odejść. Harry nie zatrzymał się, wręcz przeciwnie, sam mnie poprowadził w kierunku windy. Kiedy weszliśmy do środka, wcisnął konkretny przycisk i czekaliśmy, aż nasza krótka podróż się skończy. Nie odzywał się do mnie ani słowem, dopóki nagle winda nie zatrzęsła się i nie zatrzymała na którymś piętrze. Światło migało jeszcze przez kilkanaście sekund, a później zgasło.
- Co jest, kurwa? - zapytałam spanikowana. O nie.
- Skoro nie płacą rachunków, to pewnie za wszystko. Spokojnie, zaraz zadzwonię po.. Louise? - przerwał monolog, kiedy zauważył, że dosłownie hiperwentylowałam. - Louise, co się dzieje?
- Tak jakby istnieje prawdopodobieństwo, że mam klaustrofobię. - odpowiedziałam, osuwając się na ziemię. Łapałam oddech, ale jedynie krztusiłam się, nie mogąc zaczerpnąć oddechu.
- Oddychaj. - poczułam ciepłą rękę na swoich trzęsących się dłoniach. - Louise, chyba masz atak paniki. Proszę cię, oddychaj. - mówił spokojnym głosem, jakby z oddali. W tym samym momencie winda szarpnęła ponownie ale nie ruszyła się, za to zapaliło się światło po obu stronach windy. 
- Posłuchaj mnie. Najwidoczniej nie ma prądu, ale spójrz.. spójrz, Louise. - mówił powoli, łapiąc moją brodę i kierując głowę na duży przycisk ze słuchawką. - Ten przycisk ma oddzielne zasilanie na właśnie takie sytuacje. Skontaktuję sie teraz z ludźmi z recepcji i oni wezwą pomoc, dobra? - wciąż mówił bardzo wolno i bardzo spokojnie. Patrzyłam na niego i chciałam, naprawdę chciałam odpowiedzieć, że się zgadzam, ale wciąż nie mogłam przestać nieudolnie łapać powietrza. Zaczynało robić mi się słabo, bo mimo, iż szybko wciągałam powietrze, nie docierało ono do płuc 
- Louise, dobrze się czujesz? - zapytał, starając się zachować spokój, mimo że było coraz trudniej.
- Muszę.. muszę wstrzymać oddech.. tylko nie wiem jak. - udało mi się wydukać i w tym samym momencie Harry padł na kolana obok mnie i przycisnął mnie mocniej do ściany, przyciskając swoje usta do moich. 






środa, 28 maja 2014

chapter 22.

macie notkę pod rozdziałem! x

***

Wyszukałam ręką pas bezpieczeństwa z zamiarem zapięcia go, lecz Harry nie dał mi tej sposobności. Odpalił silnik i ruszył tak szybko, aż przez chwilę byłam pod wrażeniem, że samochód nie szarpnął i nie zgasł. Ściskał kierownicę tak mocno, jakby od tego miało co najmniej zależeć jego życie. To wszystko z mojego powodu?
Nie odzywał się do mnie i nie zapowiadało się, by miało się to zmienić, więc sięgnęłam ręką ku wmontowanemu radiu w celu włączenia jakiejkolwiek muzyki, byleby przerwać tą ciszę. Zgubiła mnie technologia i w dodatku wszystkie przyciski wyglądały niemalże tak samo. Zdecydowanym ruchem wcisnęłam największy guzik i z głośników popłynęły dźwięki ostrej, nieznanej mi muzyki. Pierwsze wrażenie nie było najlepsze, mimo wszystko i tak wolałam to, niż cholerną ciszę. Wyprostowałam się na siedzeniu i zapięłam pas, a w tym czasie Harry przycisnął ten sam guzik, którego ja dotknęłam parę sekund temu, i wyłączył urządzenie.
- Nie lubisz muzyki?
- Lubię. - warknął, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Zauważyłam, że nigdy na mnie nie patrzył, kiedy chciał oderwać mi głowę. Strzałka na liczniku informowała mnie, że Harry właśnie przekroczył prędkość stu kilometrów na godzinę.
- Jesteś zły? - zapytałam cicho.
Brak odpowiedzi. Na liczniku sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę.
- Harry?
Wciąż brak odpowiedzi. Na liczniku sto siedemdziesiąt.
- Możesz chociaż trochę zwolnić? - zapytałam drżącym głosem. Wprawdzie nie mówiłam mu, że szybkość mnie przerażała, jednak miałam cichą nadzieję, że opowiadając mu swoją historię, sam się tego domyśli. Nie, nie myśl o tym, nie myśl..
Licznik wskazywał sto dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Widoki za oknem nie były widokami, tylko rozmazanymi plamami.
Teoretycznie, mogłabym odpuścić i poczekać, aż się uspokoi i zapomni o tym, co go zdenerwowało, cokolwiek to było. Ale praktycznie.. byłam sobą. A w tej chwili, przerażoną sobą.
- Harry! - powiedziałam głośno.
- CO! - wrzasnął i stracił panowanie nad kierownicą, w efekcie czego przez sekundę znajdowaliśmy się na niewłaściwym pasie. Zadziwiające jest to, jak szybko żołądek potrafi przemieścić się pod samo gardło. - Czego byś chciała, Louise? - zapytał chłodno.
- Chciałabym wiedzieć, co spowodowało, że tak się zdenerwowałeś. - powiedziałam, tym razem spokojnie. I żebyś trochę zwolnił, dodałam w myślach.
- Ty. - odrzekł. - To zawsze jesteś ty.
- Polemizowałabym.
- Polemizowałabym. - powtórzył, przedrzeźniając mnie. - Zamiast polemizować, prowadź sobie monolog, bo nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - podsumował swoje stanowisko i nie dało się nie wychwycić z jego głosu, że jest obrażony. Przypuszczałam, że kątem oka zauważył, jak pobielały mi kostki w zaciśniętej pięści, bo zwolnił do stu dwudziestu. Wszystkie organy wróciły na swoje miejsce i odetchnęłam cicho. Nie byłam w stanie w pełni przejąć się sytuacją, słysząc ten ton obrażonego dzieciaka.
- To dlaczego zaproponowałeś ten wyjazd, skoro "to zawsze jestem ja"?
- Słyszałaś o powiedzeniu "jeśli nie możesz z czymś walczyć, musisz to polubić'?
- Obiło mi się to o uszy. I co, zamierzasz to polubić?
- Nie. Zamierzam walczyć. - odpowiedział i w kącikach jego ust zamajaczył uśmiech. Jestem prawie pewna, że nawet nie musiał patrzeć na mnie, by wyczuć moje przerażenie. - Spokojnie, małymi kroczkami. - dodał i tym razem się uśmiechnął. Wcisnęłam swoje ciało w fotel, zakrywając twarz włosami.
- Dlaczego byłeś na mnie zły?
- Nie byłem. Wciąż jestem. - odparł, wkładając swój telefon w przyczepiony na desce rozdzielczej uchwyt. Przysunął się bliżej, by sprawniej operować GPSem zainstalowanym w telefonie i dopiero wtedy spostrzegłam, że nie ma zapiętych pasów.
- Harry! - krzyknęłam, trochę zbyt głośno,
- Co? Co widziałaś? - odskoczył przekonany, że coś wyskoczyło nam na drogę.
- Ciebie, prowadzącego samochód ze stałą prędkością sto dwadzieścia na godzinę, bez zapiętych pasów!
- Chcesz mi powiedzieć, że teraz zerwałem się, ryzykując nasze życie, tylko po to, żebyś zachowała się jak upierdliwa matka?
- Ale ty właśnie narażasz swoje życie, jadąc bez pasów! - wciąż przerażona chciałam wdrapać się na jego kolana i samodzielnie zapiąć jego pas.
- Daruj sobie, błagam. - wywrócił oczami, wracając do wpisywania czegoś w telefonie. Złe posunięcie, koleś. Odpięłam swój pas i przycisnęłam go do siedzenia, jedną dłonią próbując sięgnąć po pas, a drugą oparłam o jego udo. Czułam na sobie jego spojrzenie i zastanawiałam się, dlaczego, do cholery, nie może mi w tym momencie pomóc.
- Wiesz, Louise. - zaczął mówić dziwnym głosem, przez moją pozycję, wprost do mojego ucha. - Jeśli wcześniej ryzykowałaś nasze życie, to teraz narażasz je podwójnie.
- Hę? - uniosłam brew, nie wiedząc o co chodzi. Odwróciłam głowę tak, że dzieliły nas jedynie milimetry. Wzrokiem pokazał, abym spojrzała na dół. Wciąż zdezorientowana, powędrowałam wzrokiem tam, gdzie mi polecił, i momentalnie wszystko zrozumiałam. Moja ręka leżała zbyt blisko.. no, nie leżała na środku uda, tak jak zamierzałam. W ułamku sekundy siedziałam z powrotem na miejscu, przypięta pasem, niemalże przyciśnięta do drzwi.
- Przepraszam. - wymamrotałam niewyraźnie.
- Nie przepraszaj. - zaoponował. - Możesz nawet robić to częściej. - dopowiedział, zapinając pas. Pozytywem sytuacji było to, że moje działanie coś dało.
- Nieważne. - skwitowałam. - Ty możesz powiedzieć mi, dlaczego byłeś zły.
- Powtarzam, że wciąż jestem.
- Dobra, to dlaczego jesteś zły? - poprawiłam się.
- Ty naprawdę pytasz? - mówił spokojnie, jednakże po raz kolejny usłyszałam, że ten ton to tylko przykrywka. On naprawdę lubi bawić się w te gierki.
- Tak. Schodząc z tematu, dlaczego kiedy jesteś zdenerwowany, mówisz tym sztucznie spokojnym głosem?
- Wolałbym na ciebie nie krzyczeć.
- Co, nie poradziłbym sobie z tym? - parsknęłam.
- Zapewne poradziłabyś sobie w jakiś sposób. Na przykład wyskakując przez okno. Louise, naprawdę nie chcę się na tobie wyżywać, ale ty masz talent do wkurwiania mnie. - dodał, powstrzymując mnie przed wtrąceniem się.
- Oh. - jak miło, właśnie dostałam komplement. - Przejdźmy do rzeczy.
- Nie no, ty serio pytasz? Wyjechałem raptem na dwa tygodnie, wracam, a ty już obracasz innego gościa. Mało tego, zdążyłaś już go pocałować, a żeby było weselej, kto mnie o tym informuje? On. Nie ty. Choć miałaś okazję..
- Chwila. - weszłam mu w słowo. - Bardzo cieszę się, że zacząłeś swoją wypowiedź od "wyjechałem". Dokładnie, wyjechałeś. Nawet nie wiedziałam, czy wrócisz. Sądzę, że mnie to usprawiedliwia. Zresztą, to on mnie pocałował.
- To w żadnym stopniu cię nie usprawiedliwia! Jakbyś się czuła, gdybym to ja zrobił coś takiego?
- Hmm. - udałam, że się zastanawiam. - Biorąc pod uwagę, że nic nas nie łączy, pewnie na maksa bym się nie przejęła.
- Ale jesteś uparta. Masz szczęście, że jestem na tyle cierpliwy, żeby pokazać ci, jak bardzo się mylisz.
- Tak. Ogromne szczęście. - skomentowałam z przekąsem. Patrzyłam przez okno, ale jedna rzecz - choć bardzo chciałabym, żeby tak nie było - uniemożliwiała mi skupienie się.
- A robisz to? - spytałam nieśmiało.
- Ale co?
- Czy.. całujesz się z innymi dziewczynami.
- Oh, więc jednak cię to rusza? - parsknął. - Z dumą mogę przyznać, że ostatnią osobą, z którą się całowałem, jesteś ty. - faktycznie wyrecytował to dumnie, z naciskiem na "całowałem".
- Dlaczego zaakcentowałeś akurat ten wyraz? - zapytałam podejrzliwie. To, że mnie to nie rusza, wcale nie znaczy, że mogę o tym nie wiedzieć.
- Ponieważ z nikim się nie całowałem. O co ci chodzi? - spojrzał na mnie i od razu domyślił się. o co tak naprawdę pytałam. - Chodzi ci o seks? Nie, od kiedy przeznaczenie postawiło cię na mojej drodze postanowiłem w pełni to docenić.
- Bardzo śmieszne, Harry, bardzo. - uzyskałam odpowiedź, ale nie do końca mnie ona usatysfakcjonowała. Wiedziałam, co mnie trapi, tylko nie wiedziałam, jak sformułować pytanie. - A.. Hmm. Dużo ich było przede mną? - podpytałam, siląc się na obojętny ton. Zapadła dłuższa cisza.
- Lista osób, z którymi się całowałem, nie ma końca. Lista osób, z którymi spałem, co prawda nie jest tak obszerna, ale jej znajomość nie jest ci do niczego potrzebna. - powiedział w końcu.
- Dobra. - mruknęłam cicho, chcąc zakończyć temat, jednak dobór słów w jego wypowiedzi zwrócił moją uwagę. - Osób? To znaczy, że to nie były jedynie dziewczyny?
Harry nie odwrócił wzroku od autostrady, lecz nie umknęło mojej uwadze to, że zacisnął lekko usta. 
- Harry! - o mój boże. 
- Raz. - rzucił po chwili. Zakryłam usta ręką. To niemożliwe, prawda? Nie czułam żadnego obrzydzenia czy dyskomfortu, za to chichot pragnął przedostać się przez moje palce i rozbrzmieć głośno.
- Jesteś gejem? - zapytałam, co było na pewno lepsze od śmiechu.
- Nie! - zaprzeczył gwałtownie. - To nie tak, jak myślisz. Byłem dużo młodszy. Obydwoje byliśmy pijani i zamroczeni, a później..
- Zawsze chciałam mieć przyjaciela geja. - powiedziałam, wchodząc mu w słowo.
- Nie jestem gejem! To był tylko pocałunek. Jeden, głupi pocałunek. Też robisz głupie rzeczy, kiedy jesteś pijana, wiesz?
- Niestety, wiem. I w sumie, to nie jestem zaskoczona. Przecież ja, gdy jestem pijana, całuję się z tobą. - zripostowałam. Harry aż zwolnił i spojrzał na mnie pełen podziwu.
- To było dobre. Serio. Gdyby ten tekst nie był skierowany do mnie, byłby jeszcze lepszy, ale zdecydowanie zasłużyłaś tym na postój.
Harry skręcił na stację benzynową i wyszedł z samochodu uprzednio informując mnie, żebym nie robiła niczego głupiego. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi, więc tylko pokiwałam głową i również opuściłam samochód z zamiarem kupna kawy. Kiedy stałam w kolejce, mój towarzysz zdążył wrócić i stał ze mną, tupiąc irytująco nogą. Spojrzałam na niego wymownie na co tylko wzruszył ramionami, nie zaprzestając wykonywania swoich czynności.
- Ile już przejechaliśmy? - spytałam, zamiast czepiać się błahostek.
- Dokładnie połowę. Powinniśmy być w Londynie około piątej.
- I co będziemy tam robić?
- Cóż, raczej niczego już dziś nie zwiedzimy, więc zostaje mi poświęcenia całego mojego czasu tobie. - uśmiechnął się, jakby ten właśnie fakt cieszył go najbardziej na świecie.
- Przepraszam, czy możesz powiedzieć swojemu chłopakowi, że jego tupanie jest denerwujące? - odezwała się dziewczyna stojąca za nami, która chyba już od pewnego czasu wpatrywała się w Harry'ego, dając mu sygnały, aby przestał, ale on najwyraźniej je ignorował.
- To nie jest mój chłopak i uwierz mi, nie mam na niego żadnego wpływu. - odpowiedziałam nieznajomej, na co zrobiła zdezorientowaną minę.
- Ale będę twoim chłopakiem i też nie będziesz miała na mnie żadnego wpływu. - skomentował moją wypowiedź, lekceważąc biedną dziewczynę.
- Zbyt dużo sobie wyobrażasz. - chwyciłam lizaka ze stojaka i zapłaciłam za swoje zakupy, po czym podeszłam do stanowiska z kawą, a Harry dreptał za mną jak piesek. Odpakowałam lizaka i włożyłam go do ust, jednak nie nacieszyłam się nim długo. Harry wyciągnął swoje długie palce i złapał za patyczek, wyciągając go z moich ust. Spodziewałam się czegoś w stylu "nie lubię lizaków" albo "to niezdrowe" lub czegoś równie absurdalnego, co mogłoby wywołać kolejną sprzeczkę. W życiu nie spodziewałam się, że włoży lizaka do swojej buzi. On najwidoczniej nie widział w tym niczego nadzwyczajnego.
- Co? - zapytał z lizakiem w ustach. Nic, Harry. Przecież nie powiem ci, że to, co zrobiłeś, cholernie pobudziło moją wyobraźnię. Wzruszyłam tylko ramionami i odebrałam moją kawę. Obydwoje wyszliśmy ze sklepu i mieliśmy już wchodzić do pojazdu, kiedy Harry uderzył się dłonią w czoło.
- Zapomniałem o czymś. Wsiadaj do samochodu, a ja zaraz wrócę.
Zamiast wsiadać, oparłam się o bok samochodu i popijałam swoją kawę. Wciąż miałam przed oczami scenę z lizakiem i nie mogłam wyrzucić jej z mojej głowy. Co gorsza, ta historia w moich myślach miała różne scenariusze. Nie chciałam ich wymyślać, więc zaczęłam wypatrywać Harry'ego. Po kilku minutach drzwi rozsunęły się, a zza nich wyszedł Harry, jednak nie zauważyłam, by coś kupił. Nic nie powiedział, tylko wyjął z moich dłoni kubek z kawą i upił z niego łyk. Rzeczywiście, skoro jestem ja, po co marnować pieniądze?
- Czy ty lubisz wszystko, czego dotykają moje usta? Najpierw lizak, teraz kubek..
- Dobre pytanie. Ciekawy jestem, czego jeszcze będą dotykały twoje usta.

***

Zatrzymaliśmy się pod ładnie wyglądającym, czterogwiazdkowym hotelem. Zakwaterowanie nie zajęło nam dużo czasu. Harry miał już wszystko wcześniej załatwione. No, prawie wszystko.
- Jeden dwuosobowy. Tu jest kluczyk do pokoju numer 213. W razie problemów, proszę dzwonić pod numer zapisany w książce telefonicznej.
- Moment. Jak to "jeden dwuosobowy"? - byłam pewna, że będą dwa jednoosobowe.
- Tak się złożyło, że mieli tylko taki. Wyobrażasz sobie? - powiedział, udając przejęcie. Pewnie bym się zaśmiała, gdyby nie chodziło o to, że będę spała z nim w jednym pokoju.
- Nie rób problemu. - mówił podczas jazdy windą, do której zaprowadził mnie za rękę, mimo mojego oporu. - Pokój posiada jedno dwuosobowe łóżko i dwa jednoosobowe. Twój wybór gdzie spędzisz noc.
- Wiesz, ja już chyba wiem gdzie. - odpowiedziałam kąśliwie.
Kiedy stanęliśmy pod drzwiami z numerem 213, Harry przesunął kluczem po czytniku i zamek kliknął, sygnalizując otwarcie. Jak prawdziwy dżentelmen wpakował się do środka pierwszy i przytrzymał mi drzwi, abym mogła bez problemu wejść. Musiałam przyznać, że jego wybór był całkiem niezły - pokój urządzony był tylko i wyłącznie w czarnych i białych barwach. Usiadłam na jednym z pojedynczych łóżek przykrytych czarną pościelą, dając do zrozumienia, że to właśnie tutaj śpię. Harry uśmiechnął się i położył moją torbę obok mnie.
- Domyślam się, że chciałabyś się odświeżyć? - zapytał, otwierając okna. Psuł cały efekt klimatyzacji.
- Dobrze myślisz. - odpowiedziałam, rozpinając torbę. Wyjęłam swoją kosmetyczkę i bez słowa skierowałam się do łazienki. Ta również była czarno - biała i muszę przyznać, że będę miała miłe wspomnienia z tego miejsca za sam jego wygląd.
Zmyłam cały swój makijaż jedną z chusteczek do tego przeznaczonych i chciałam zrobić go od nowa kiedy przypomniałam sobie, że kosmetyki znajdują się w oddzielnej torbie. Wyszłam z łazienki, by zabrać potrzebne mi rzeczy. Harry siedział na dwuosobowym łóżku, czyli tam, gdzie spodziewałam się, że będzie spał. Spostrzegł co wzięłam do ręki i podniósł się z miejsca.
- Czekaj. - wsunął stopę pomiędzy framugę a drzwi tak, by się nie zamknęły.
- Słucham?
- Mogę ja to zrobić?
- Ale co? - nie miałam pojęcia, o czym mówi.
- Mogę cię pomalować? - zapytał, opierając się o ścianę. Próbowałam doszukać się jakichś oznak tego, że żartuje, że tak tylko palnął, nie przemyślając tego. Nie znalazłam niczego takiego. On naprawdę chciał to zrobić. Jakie chłopak może mieć pojęcie o malowaniu?
- Dobra. - chciałam dodać, że zgadzam się, ponieważ mam dużo chusteczek do demakijażu, ale autentycznie ucieszył się z tego powodu, że może zrobić mi makijaż, że postanowiłam zatrzymać to dla siebie. Harry złapał mnie w talii i posadził na blacie obok zlewu i w ten sposób nasze twarze były na równi. Spodziewałam się, że nie będzie wiedział co robić, lecz pewnie chwycił eyeliner i odkręcił go. Zamknęłam oczy - raz, że i tak musiałam to zrobić, dwa - wcale nie chciałam na to patrzeć. Czułam, jak pędzelek jeździ po moich powiekach, następnie cień, tusz i błyszczyk lądowały na mojej twarzy. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie obawiałam się efektu. Harry dopracowywał swoje dzieło ani razu nie narzekając na to, co robi.
- Gotowe. - powiedział nagle. Pomógł mi zejść z blatu i sam postawił mnie przed lustrem, bym mogła rozpocząć podziwianie. Z niedowierzaniem spoglądałam w swoje odbicie, dotykając okolic oczu.
- Jak udało ci się zrobić takie proste kreski?! - jęknęłam. Wyglądały tak dobrze, jakbym je nakleiła.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Ale właśnie taka jesteś ładna. Im mniej, tym lepiej. - dodał trochę ciszej, jednak wciąż słyszalnie. Makijaż był delikatny, ale jednocześnie wyrazisty. Harry zrobił wszystko to, co ja sama robię, tylko zminimalizował użycie kosmetyków, przez co wyglądałam młodziej niż zazwyczaj.
- Podoba mi się, naprawdę. Dziękuję. - powiedziałam i odwróciłam się, rzucając mu się na szyję i wtulając mocno. Harry złapał mnie, bym nie straciła równowagi i przycisnął jeszcze bliżej swojego ciała. Szybko wyplątałam się z jego objęć i stanęłam po drugiej stronie łazienki, przeklinając siebie za to, co właśnie zrobiłam. Jego reakcją był śmiech.
- Widzisz? Już zaczynasz zachowywać się jak moja dziewczyna. - podsumował bezceremonialnie i wyszedł z łazienki.

***

Jedyną atrakcją, z której mogliśmy skorzystać o tej porze, był jakiś festyn z wesołym miasteczkiem. Nie byliśmy tu najstarsi, ale i tak non stop potykaliśmy się o małe dzieci biegające w każdym możliwym kierunku. Harry prowadził mnie dróżkami pomiędzy stoiskami, aż w końcu stanął przed niewielką, mocno oświetloną budką.
- Rzutki? Czy to nie jest jedna z tych beznadziejnych, nudnych gier? - zapytałam, patrząc na niego z politowaniem.
- Dobra, to zagrajmy o coś. Wtedy nie będzie to takie nudne. - zaproponował, biorąc do ręki komplet rzutek, po czym ustawił się w odpowiedniej odległości, przygotowany do gry.
- Dlaczego wszystkie komórki w moim ciele podpowiadają mi, że to nie jest dobry pomysł? - zmrużyłam oczy. To na pewno nie był dobry pomysł i nic dobrego z tego nie wyniknie.
- Boisz się rywalizacji? - również zmrużył oczy i pomachał mi jedną z rzutek przed twarzą.
- Oczywiście, że nie. Wiem, że cię pokonam, dlatego martwię się o twoje męskie ego.
- Jeśli jesteś taka pewna, to mi to udowodnij. - powiedział, wiedząc, że to czysta prowokacja, i że na tą prowokację pójdę. Kiwnęłam głową, a on uśmiechnął się i gestem przywołał do siebie, ustawiając mnie w miejscu odpowiednim dla tej gry.
- Wydaje mi się, że skoro mówiłam, że skopię ci dupę, to oczywiste jest, że znam zasady tej gry. - powiedziałam, strzepując jego ręce z mojej talii, które jeszcze przed chwila znajdowały się na moich barkach. - O co gramy?
- Stań tu, gdzie ci powiedziałem, to się dowiesz. - powiedział, czekając aż to zrobię, więc poddałam się i stanęłam dokładnie tam, gdzie mi kazał.
- Jeśli wygrasz, będziesz mogła zadać mi jedno dowolne pytanie, jakie tylko będziesz chciała. - oznajmił spokojnie, co mnie zdziwiło. Nie przed tym tak się zawsze wzbraniał? Chyba, że był tak pewny swojej wygranej, że postawił na taki fant.
- Nieźle. Lepiej się przygotuj. - uśmiechnęłam się do niego. - A co jeśli przegram? Mimo, że to niemożliwe?
- Jeśli przegrasz, dzisiaj śpisz ze mną.

*****

1. nie wiem jak mam was przeprosić. powinnam się jakoś wytłumaczyć, ale.. szczerze, nawet nie wiem jak.
mój stan emocjonalny nie jest perfekcyjny i w sumie w tym momencie daleko mu do tego, dlatego dziękuję za cierpliwość i za to, że wspieracie mnie komentarzami. może dla was to nic, ale spróbujcie wejść kiedyś i poczytać je wszystkie, jeśli macie zły humor. poprawa gwarantowana! :)
2. ktoś zapytał mnie o to, kim tak naprawdę jest Harry, co on robi i o co mu tak w ogóle, do cholery, chodzi. moja wskazówka: zwracajcie uwagę na szczegóły!
trzymajcie się ciepło :)